13.04.2012

Trochę inne święta

Dla nas to normalne, wielu to dziwi, że święta można spędzić inaczej niż przy suto zastawionym stole. Od kilku ładnych lat staramy się wyjeżdżać na parę dni nad morze, pakujemy rowery na „plecy” samochodu i ruszamy do Lubiatowa. Miejscowość jest jedną z najbliżej położonych od Łodzi. Dystans to tylko 400 kilometrów. To około pięć i pół godziny jazdy początkowo drogą przez mękę, czyli dziurawą jedynką przez Włocławek, który teraz naprawiany jest już z obu stron.Od toruńskich przedmieść można już „wskoczyć” na autostradę, której jedyną wadą jest cena. Za 156 (chyba) kilometrów należy zapłacić trzydzieści złotych co nie jest kwotą małą. Jadąc 120 km/h na szczęście auto pali nam dziesięć litrów gazu. Tyle samo spaliło by jadąc starą jedynką, w korkach przy kilkudziesięciu ograniczeniach prędkości.

Miejscowość w kwietniu zamieszkują jedynie „tubylcy”, nawet jedyny czynny poza sezonem sklep został zlikwidowany.  Kiedyś już pisałem, że tu nie przyjeżdżają ludzie głodni lansu, dyskotek, równych chodników. Droga nad morze prowadzi przez las, a w nim w szpilkach raczej się nie chodzi. Przez pięć dni pobytu  przeszliśmy grubo ponad 50 kilometrów. Dwa spacery dziennie na plażę i po niej, w kierunku Stilo lub Białogóry, nad jezioro Kopalińskie i Wydmę Lubiatowską, wreszcie do leśniczówki „Szklana Huta” dały nam ten dystans. Być może częściej jeździlibyśmy po tych drogach rowerem ale…

Właśnie jest pewne ale. Kilka lat temu chwaliłem gminę Choczewo za cztery szlaki rowerowe prowadzące poprowadzone po tym terenie. Niestety z roku na rok jest coraz gorzej. Znaki na drzewach nie były odnawiane, jedynie dostawiono trochę nowych na słupkach. Drogami rowerowymi (bo one chyba były pierwsze) poprowadzono szlaki konne, które spowodowały erozję podłoża. Nie, nie mam nic przeciw konnej turystyce ale opona rowerowa się toczy natomiast końskie kopyto zagłębia się w ziemię dziurawiąc ścieżki. Jak wiecie nie lubię umartwiać się piachami, prowadzić roweru (bo służy do jeżdżenia). Kalinka (moja kochana oczywiście) nie jest wytrawną rowerzystką więc schodzenie z roweru (bo nie jedzie) też ją irytowało. Została nam do jazdy droga pożarowa i plaża. Plaża, bo twardy, piach dobrze niesie a droga pożarowa (nr.6) została odnowiona i dziesięć kilometrów aż do Osetnika można przejechać nie patrząc pod koła.

Oprócz kilkunastu kilometrów w terenie z Kalinką (no wiecie jaką) pobrykałem troszkę po tutejszych drogach. Pogoda jak wiecie była zmienna. Niedziela Wielkanocna to tylko 5-6 stopni, słońce, wiatr i leżący na poboczach śnieg (po sobotnich opadach), środa na przykład to prawie dwadzieścia stopni ciepła i cisza (nie licząc rozśpiewanych lasów, żabek przedłużających swoje gatunki i tańczących na polach żurawi).

Tutejsze miejscowości to dawne olbrzymie gospodarstwa z dworkami i pałacami otoczonymi przedwojennymi i popegeerowskimi budynkami dla pracowników. Część z nich odzyskuje swój dawny blask. Gdzieś na trasie odnajduję dawny cmentarzyk. Kilka dziecięcych grobów z początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, zarośnięte, zniszczone, okradzione z tablic (bo niemieckie) groby „dorosłe”. Czy coś się tu zmienia? Tak. Pomijając budowane bez pojęcia i gustu domki dla „letników”, „gargamele”, szlacheckie dworki nijak nie pasujące do otoczenia, mijałem po drodze krytykowany w tutejszej prasie zakład przetwórstwa warzyw. To jedna z niewielu inwestycji w przemysł, która być może zmniejszy bezrobocie w pegeerowskich „czworakach”.

Czy tu jeszcze wrócimy? Na pewno. Bo pomimo opisanych dolegliwości lubimy tu przyjeżdżać. Bo tu ładujemy akumulatory na parę miesięcy, Do następnych świąt.

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...