01.08.2012

Ogórek do połowy zjedzony…

… czyli mamy za sobą połowę sezonu na to dość popularne warzywo. Co prawda obecnie można jeść ogórki przez cały rok, lecz właśnie sezon wakacyjny kojarzy się z tymi najlepszymi, gruntowymi, które można ukisić, zrobić pikle, sałatki tudzież inne „zagrychy”. Ale  rowerologia zagrychami zajmować się nie będzie a raczej konsekwencjami sezonu. Politycznie: bowiem szczecina mi się jeży na plecach, a racice zaczynają zalatywać siarką, gdy słyszę, że posłanki pewnej partii (w tym córka pewnego nieżyjącego już niestety rajdowca, którego ceniłem bardzo) starają się przeforsować ustawę nakazującą obuwać samochodowe koła w zimowe opony od dnia… i tu pada propozycja 1 listopada.   Otóż zmiana opon nie pociągnie za sobą zmiany mentalności kierowców, a od zwiększenia nacięć samochodowego bieżnika (lamele) nie przybędzie oleju w głowie i bezpieczeństwo zamiast zwiększyć się jeszcze bardziej się zmniejszy, bowiem zimówka wcale nie rozgrzesza z braku myślenia. Już widzę te statystyki i komentarze: przywalił bo było ślisko i nawet zimowa opona zawiodła. Otóż nie przywalił bo jechał ostrożnie. Bo przewidywał, bo nie obwieszał sobie lusterka różnymi gadżetami. Nawet krzyż ze świętym Krzysztofem bujającym się na lusterku potrafi rozproszyć zresztą nawet św. Krzysztof podobno chroni tylko do pewnej prędkości: 50 w mieście i tak dalej. Ciekawe czy posłanki zamierzają rozciągnąć przepis na wszystko co posiada oponę bowiem w tym momencie stoję na pozycji przegranej, jeżdżę bowiem na rowerze najczęściej na slickach.

Wczoraj rano przeczytałem, że sąd, chyba w Zielonej Górze skazał rowerzystę na grzywnę za odmówienie przyjęcia mandatu. Rowerzysta podobno nie dostosował się do nakazów policji i jechał nie po drodze dla rowerów, lecz po jezdni. Nie znam sytuacji a w Zielonej Górze chyba byłem raz, do tego w nocy. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że polskie przepisy regulujące ruch rowerów do tej pory są niedostosowane do Konwencji Wiedeńskiej (pisałem na ten temat w ubiegłym tygodniu). Nie rozumiem dlaczego w Austrii, Francji czy też Szwecji jadę z prędkością około 30 kilometrów na godzinę jezdnią zostawiając drogę dla rowerów dla dzieci, osób starszych, ludzi jadących na rowerach i prowadzących na smyczy psa i policji to nie interesuje. Co innego by było gdybym pojechał jezdnią przy zakazie ruchu dla rowerów, wtedy policjanci mieli by prawo spacyfikować mnie (oczywiście w granicach prawa). Teraz coraz częściej jadąc rowerem łamię prawo bowiem na naszych drogach rowerowych czuję się niepewnie, wręcz niebezpieczni. Przykładem niech będzie miniony czwartek. Jechałem wtedy ciągiem pieszo-rowerowym wzdłuż Julianowskiej na zachód. Zbliżając się do Kochanowskiego (mam pierwszeństwo i przejazd dla rowerów!) zza płotu parkingu wyjechał mi zielony Golf, którego kierowca, nawet nie spojrzała czy ktoś się nie zbliża zapatrzona w pustą Julianowską. Tylne koło podniosło mi się do góry. Kobieta stanęła, stanął też kolarz jadący (nielegalnie?) ulicą. Gdy podjechałem do niej, stwierdziła, że to ona ma pierwszeństwo, bowiem TAM nie ma przejazdu dla rowerów!

Tematem przewodnim kilku ostatnich dni jest słaba dyspozycja polskich olimpijczyków. Wydaje mi się, że jest to problem całej starej Europy. Nasza młodzież obecnie więcej czasu spędza przed ekranem komputerów a jeżeli nie tam to pod ścianami Żabek, gdzie rechocząc głośno spijają piwo. Czasem aż strach obok takich miejsc przechodzić. Staż miejska woli jednak ratować budżety rozstawiając fotoradary (dziś coś o tym piszą w gazetach) ewentualnie ganiając babcie handlujące przysłowiową  pietruszką. Zresztą centrum całego świata przenosi się coraz bardziej na wschód (ten daleki) i południe. Tam, gdzie ludzie są w stanie trenować za ” miskę ryżu”, a nie za błysk fleszy i status „celebryty” (nie cierpię tego słowa).

A co jeszcze – standard. Kilkaset kilometrów „pękło” kręcąc się wokół trzepaka, czyli w okolicach mojego miasta.

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...