26.01.2013

Lipowy, akacjowy czy może wrzosowy?

Kończył się miód. Jest więc okazja by wyprowadzić się na rowerek. Nie szkodzi, że wieje, powietrze przesycone jest wilgocią a termometr początkowo pokazuje minus siedem. Jadę! Podobnie jak wczoraj „drogą rowerową” w Alei Włókniarzy. Wszystko „idzie” a właściwie „jedzie” dobrze do momentu gdy moją drogę przecina wyjazd ze stacji benzynowej Statoil. Kierowca oczywiście mnie nie zauważa i pakuje się prosto pod koło. Omijam go na szczęście odbijając się od jego klapy bagażnika. I kto powiedział, że drogi rowerowe powstają dla naszego bezpieczeństwa?

Docieram do parku na Zdrowiu. Park pełny ludzi: matki i dziadkowie z dziećmi i wnuczętami, pary w różnym wieku na spacerach, narciarze, kijkarze, saneczkarze i ja na rowerze. Zatrzymuję się na chwilę. Ponad konarami alei przecinającej park zaświeciło słońce.

DSC_0004

Dalej droga prowadzi Retkińską. Tu jeszcze nie zlikwidowano idiotycznych włączników do obsługi sygnalizacji. Zresztą droga była robiona chyba w pośpiechu. Cały czas czuję nierówności pod kołami. I to nie lód i śnieg tylko falująca kostka brukowa. Tuż na wysokości starego cmentarzyka (pamiętam jak była tu jeszcze wieś) kolejne ostre hamowanie. Blondynka pakuje mi się pandą na „moją”, mającą pierwszeństwo drogę. Gdzieeee! Uf! przyhamowała. nie ryzykuję więcej jazdy drogą rowerową. Jadę Wyszyńskiego, kręgosłupem wielkiego, gierkowskiego osiedla do samego końca.

Na Maratońskiej zawsze można o tej porze spotkać trenujących kolarzy. Dziś nie ma nikogo. Za zimno? Lekki smrodek przypomina mi, że tuż obok mijam oczyszczalnię ścieków. Droga tutaj ma cztery czarne paski asfaltu. Reszta pokryta jest śniegiem i lodem. Mam dwie pary spodni więc podjazd pod Pabianicką Górkę rozgrzewa mi nogi „do czerwoności”. Kolczaste opony stawiają jednak dość duży opór. Jeszcze chwilka i otoczy mnie zewsząd biel.

DSC_0005

To droga gruntowa do Żakowic. Kilka kilometrów ubitego, mocno zmrożonego śniegu. W rozrzuconych rzadko gospodarstwach ujadają psy. Słychać ciągnione przez nie łańcuchy. To efekt ubiegłorocznej ustawy zakazującej trzymania psów na łańcuchu non-stop przytwierdzonych do budy. Więc co? Na łańcuchu – nie, ale dlaczego nie z łańcuchem. Pewnie dlatego, że bezpieczniej jest odpiąć psa od budy niż od obroży. Dalej od zasięgu kłów.

DSC_0006

Od Żakowic ruch samochodowy prawie zanika. Do Mikołajewic (ok. 8 kilometrów) mija mnie pięć-sześć aut. Wszystkie w bezpiecznej odległości. Na końcu zaśnieżonej drogi widzę: po lewej barokowy, drewniany kościół a po prawej stary zaniedbany dworek. Jestem na miejscu w „Miododajni” , w której zaopatruję się od wielu, wielu lat. Przy okazji przywiozłem moją najnowszą książkę. Jeszcze tylko autograf i pora wracać.

DSC_0009

Tym razem mam cały czas pod wiatr. Przez pola docieram do szosy Łask-Lutomiersk. Od wyjazdu na asfalt ruch zdecydowanie się zwiększa. Ludzie wracają  do Łodzi z pracy, z pracy w Łodzi wracają do pobliskich miejscowości. Wszak dziś jest piątek, czy do domów, śladem warszawskich jadą też łódzkie „słoiki”? I najważniejsze. Tylko co dziesiąty kierowca (średnio) „atakuje” mój lewy bok, wielu używa też kierunkowskazów. Nie mam na sobie kamizelki robotnika budowlanego. Jestem w zimowych, kolarskich ciuchach, które mają gdzieniegdzie dyskretne odblaski, mam oświetlenie. Czuję się bezpieczny aż do momentu gdy znowu nie wjeżdżam w drogę rowerową na Al. Włókniarzy. Do domku docieram już po zmroku. Ujechany, ale szczęśliwy. Przywiozłem płynne złoto, które codziennie rano wypijam rozcieńczone wieczorem dnia poprzedniego letnią wodą z dodatkiem cytryny. Dla zdrowotności!

DSC_0013

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...