14.04.2013

Nareszcie na krótko!

Dość wielowarstwowego ubierania się na rower! Co prawda dzisiejszy, niedzielny poranek nie należał do najcieplejszych, a słońce, które według  prognostyków  (wczorajszych) miało świecić intensywnie, schowało się za grubą warstwą siąpiących chmur postanowiłem na dobre rozpocząć wiosenny sezon. Profilaktycznie przykręciłem do „szosóweczki” tylny błotniczek  i ruszyłem punktualnie o dziesiątej na północ. Błotnik przydał się. Po nocnych i porannych opadach pobocza na Zgierskiej, w Zgierzu i w samym Ozorkowie były jeszcze mocno wilgotne. Czasami musiałem wjechać w kałużę ale generalnie pomimo krótkich spodenek (testowałem dziś model zakrywający kolana) nie było zimno. 

Tu skręciłem na stosunkowo pustą siedemset ósemkę prowadzącą do Brzezin. Konstruktorzy tej drogi odcinek do Strykowa oddali do użytku niedawno (pisałem o tym wiele razy) i na szczęście asfalt jest tu bardzo dobrej jakości. Ciekawe czy pozostanie taki na dłużej. Wielkie ciężarówki raczej omijają ten odcinek bowiem na razie autostrada do Kowala jest bezpłatna i jadą (chyba) tamtędy. Po drodze mamy kilka dość ciasnych (francuskich) rond, na których długie tiry musiały by trochę pokombinować więc ten odcinek jest rajem dla wszelkiej maści kolarzy.

013

Wspomniałem o Francji. Jak inny jest styl jazdy grup trenujących w Polsce i ot choćby tam. Kolarze uśmiechnięci, obowiązuje „etykieta” Bonjour, Sava to tam norma. Tu parę kilometrów przed Strykowem dogoniła mnie grupa sześciu, może siedmiu mastersów. Ludzi, których znam. Człowiek, który był na zmianie rozmawiał ze mną dwa dni temu. Zachowywali się jak nadęte dupy wołowe. A wystarczyło powiedzieć cześć!  Jechali może o kilometr szybciej ode mnie i dwóch z nich zajechało mi drogę. Mógłbym pociągnąć za nimi ale po czymś takim odeszła mi ochota.

W Strykowie skręcili do Łodzi by po kilkunastu kilometrach zasiąść na piwie w barze obok „kaloryfera” a ja? Ja pojechałem prosto. Początkowo chciałem pojechać bezpośrednio do Nowosolnej ale skoro noga podaje w Sierżni skręciłem w lewo i długim zjazdem dotarłem do 708 przy kościele w Niesułkowie. Stąd do Brzezin zostało może dziesięć, może piętnaście kilometrów. Po kilku znajomych górkach (przecież to teren PKWŁ) wjechałem w rogatki miasta. Malutka przerwa na espresso? Na stacji benzynowej (no bo gdzie w barze na trasie zrobią mikroskopijna kawę) sięgam do tylnej kieszeni. FUCK! Nie mam portfela. Wypadł? Gdzie? Podczas przerwy na siknięcie? Gdy podciągałem (te spodenki nie mają szelek) gacie? Cały w nerwach naciskam na pedały. W Paprotni myślę o całym korowodzie związanym z odtwarzaniem dokumentów, w Lipinach myślę, że przecież miałem pojechać przed wycieczką po spaghetti, w Nowosolnej zaczynam kojarzyć, że przecież odkładałem go na ławę a do kieszeni kładłem ciastka, w domu na tejże ławie znajduję go leżącego sobie spokojnie. Uf! Portfel znaleziony, prawie 90 kilometrów przejechane, pora na ogłoszenia (nie duszpasterskie).

012

Może nie wszyscy wiecie (na pewno nie), że jako filia referatu PTTK weryfikuję odznaki wyższego stopnia. Weryfikuję również odznakę szlaku wiślanego. Pewnie nie wszyscy wiecie, że od ubiegłego roku zerwano z archaicznym „zbieraniem” pieczątek. Otóż teraz potwierdzeniem (i ja to honoruję) może być pieczątka ale również zdjęcie na tle obiektu czy też tablicy z nazwą miejscowości. No są pewne wyjątki. Jak będziecie jechać dookoła Polski  (odznakę w sensie) i wjedziecie do Zamościa, to ja nie chcę głowy na tle liter z nazwą miasta, bo takową mogę sobie zrobić pod Kurowicami. Będziecie prowadzili bloga, kronikę ze zdjęciami ja też to uznam. Dlaczego? Bo sam pamiętam miejscowości, które są na szlaku, w których trzeba było potwierdzić (pieczątką) przejazd, a które składają się z paru gospodarstw i od dawna nieczynnego sklepu lub mają kościół z księdzem, który na prośbę o pieczątkę w książeczce szedł spuścić psy (Wolin). Łatwiej? No pewnie bo dostajecie prezent w postaci opracowanej trasy przez ciekawe miejscowości a przy okazji możecie rywalizować o odznakę. Oczywiście jeżeli wam zależy. Ja na majowy weekend jadę Szlak Wiślany od źródeł a póki co zapraszam na przyszłą (20.04) sobotę na troszkę mniejszą rzekę czyli od początku do końca Neru. Pa!

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...