23.04.2013

Czy popularna marka może być dobra?

Około miesiąca temu zostałem poproszony o przetestowanie kasku, koszulki i spodenek wyprodukowanych dla marki Lidl. Dlaczego nie? Po paru dniach dostałem paczkę a w niej wspomniane wyżej wyroby. Ponieważ było zimno pojechałem w zimowych ciuchach i w „lidlowskim” kasku. Udało mi się wcisnąć pod niego kominiarkę (sprawdzałem również bandamę, komin i mój osobisty, łysy łeb) i powiem wam, że kask przyjemnie mnie zaskoczył. Jest bardzo lekki i nie przypomina swoją wielkością rosyjskich czapek wojskowych. Nawet jadąc w ostatnią sobotę 140 kilometrów do Chełmna nad Nerem nie czułem żadnego ciężaru. Nic mnie nie uciskało. Dodatkowym gadżetem jest czerwone światło z trzema parametrami pracy na tyle kasku. To zalety a wady?

Wadą jest pokrętło regulujące. W rękawiczkach jest za cienkie by precyzyjnie dokręcić obwód kasku (bezpieczeństwo). Osadzono je na kawałku plastiku tak ukształtowanym, że  zmusza palce do raczej nienaturalnej pozycji przy regulacji.

A co z koszulką? Miałem na sobie ją kilkukrotnie. Prałem, wkładałem pod spód koszulkę termiczną, zakładałem rękawki. Nie mam się do czego przyczepić. Przeznaczona raczej do turystyki (nie jest do ciała) uszyta jest z bardzo dobrej jakości dzianiny. Ekspres jest wszyty bardzo starannie a pod nim znajduje się taka patka, czy jak to tam zwą, która przy zapinaniu nie przytrzaśnie mi futra. Kieszenie (trzy) dość duże pozwalają na wygodne sięganie po telefon, batonik czy inne rzeczy. Przy dość szybkiej jeździe troszeczkę furkocze na wietrze ale jak wspomniałem to jest wyrób do rekreacyjnej jazdy choć biorąc numer numer mniejszy niż nosimy mamy fajnie opiętą koszulkę.

A teraz spodenki. I tu mam dylemat. Zacznę od wad. Nie mają szelek. Gumka i tasiemka jak dla mnie jest niewystarczająca. Szczególnie gdy wsiadam na szosówkę gdzie pozycja jest o wiele bardziej pochylona. Nie chodzi tu o to, że jeżdżę z rowkiem na wierzchu lecz gumki w nogawkach skutecznie ściągają je do dołu przez co „pampers” (bardzo dobrej jakości) jest na siodełku dosłownie na styk. Co innego gdy wsiadłem na MTB czy też na mojego ukochanego „Speśka”, który służy do długich wypraw. Tu siedzę w trochę wyższych pozycjach i spodenki nie ciągną tak w dół. A może uratowałoby sytuację zrobienie troszkę wyższego stanu? Nie wiem czy tak to się nazywa ale mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi. Wspomniałem o wkładce. Przejechałem 140 kilometrów i naprawdę spisała się rewelacyjnie. Nie miałem otarć a na drugi dzień wracając do Łodzi wsiadłem na rower normalnie bez potrzeby „rozjechania się” jak to często bywa przy innych wkładkach. Nie znam i nie chcę znać cen tych wyrobów ale jak na produkt „marketowy” są to rzeczy, które mogę polecić.

A co do dwudniowej wyprawy, była udana. Niepisana umowa nie pozwala mi szerzej o niej napisać ale Miś Bronzing i rowerologia wstawiły parę fotek na fb.

DSC_0040

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...