28.05.2013

Dookoła Giro d’Italia

Przez trzy tygodnie wyłączałem się na całe popołudnia pasjonując się rywalizacją kolarzy na trasach włoskiego wyścigu. Początkowo na południu, później coraz wyżej, na północy buta. Czy ktoś z Was widział na całej włoskiej trasie wydzielone drogi rowerowe? Tak! Były! W Neapolu. Namalowane na jezdniach w postaci ciągłej linii i ikony roweru. Wystarczy? Oczywiście! Nie wiem jak w innych miastach, ale w tonącej Łodzi wygląda to zupełnie inaczej. Gdzieś, przy okazji startu wyścigu, czyli miesiąc (prawie) temu, miasto radośnie oddało do użytku bus-pasy na ulicy Kopcińskiego i dalej, na Rydza-Śmigłego. Oprócz autobusów (wiadomo) i taksówek mogą(jeszcze) jeździć rowery. Otóż wczoraj bodajże dotarła do nas wiadomość, że jednak nie, rowery są be i od czerwca nie będą mogły jeździć bo są zagrożeniem dla jeżdżących tamtędy co kilkanaście minut autobusów. Kto daje i zabiera… i tak dalej.

Mówi się, że sprinterzy, to ludzie „z nożem pod siodełkiem”. Tak najczęściej wyglądają na płaskich etapach finisze z grupy. Czasami odnoszę wrażenie, że jadący „na kreskę” faktycznie pobiją się zanim jeden z nich podniesie ręce w geście zwycięstwa (jednocześnie pokazując klatę z nazwami sponsorów). Podobnie jest na drogach. Chamstwo polskich kierowców nie zna granic. Zapraszam na opowieść Tuni Oleszczuk i Janusza Molenda z dwóch tylko dni, które udostępniłem na  facebook-owej wersji rowerologii. Próbowaliście kiedyś jechać samochodem zgodnie z przepisami? Jechałem wczoraj. Z rykiem silnika wystartowała za mną stara laguna by wbić się po chwili w dziurę pozostawioną między mną a poprzedzającym mnie dostawczakiem.  Co mu to dało? Był 1, 43 sekundy wcześniej niż ja na następnych światłach.

Czy widzieliście jak doskonale zabezpieczony jest wyścig? Czy oprócz samochodów technicznych osobówki poruszały się na trasie wyścigu? Wczoraj pod zaprzyjaźnionym warsztatem rowerowym dyskutowaliśmy o niedzielnym wyścigu organizowanym przez Żyrardów na naszych wzniesieniach. Podobno poziom zabezpieczenia był niski. Ludzie wyjeżdżali z bram i przeszkadzali kolarzom ścigającym się na trasie. Na sam wyścig padł cień, gdyż jeden z uczestników (grupa wiekowa 60+) niestety zginął na trasie. Prawdopodobną przyczyną było zasłabnięcie w wyniku czego uderzył w słup. Wyścig przerwano. W czasie gdy rozmawialiśmy o tym porównując zabezpieczenia tras, na odcinku Pojezierskiej, na którym obowiązuje zakaz ruchu dla ciężarówek obok nas przejechało kilkanaście tirów całkowicie ignorujących ten zakaz. Oto Polska właśnie!

Gdy kolarze walczyli z zimnem i śniegiem w Dolomitach, u nas na podjazdach i zjazdach Lasu Łagiewnickiego odbył się bardzo sympatyczny rajd „Orientek” zorganizowany przez ŁKTK i dyrekcję naszego parku krajobrazowego. Startowałem w tego typu imprezie na terenie PKWŁ lecz tym razem impreza była o wiele trudniejsza i zabawa była przednia. Do odkrycia było chyba 28 punktów, które trzeba było opisać w karcie startowej. Z ciekawszych zadań: trzeba było podać kolor daszku na karmiku dla ptaków. No właśnie. Dla większości facetów pewnie był to niebieski choć prawdopodobnie chodziło o granatowy.

Podczas etapu na ulicach Napoli (ślisko – dużo zawodników leżało na brukowanych ulicach) ja śmigałem po drogach technicznych dookoła  skrzyżowań autostrad. Kilkanaście wiaduktów, kilkadziesiąt kilometrów szybkiej jazdy na drogach w okolicach Strykowa. Dlaczego te drogi nie mają czasami połączonych odcinków. Można  by było śmignąć np. do Poznania wzdłuż autostrady.

Dziś w deszczu próbowałem odcinka „trasy W-Z” na odcinku Piotrkowska – Rydza-Śmigłego. Bez komentarza. Skręciłem później na północ by dojechać bus-pasem do Strykowskiej. Pomimo czarnych wizji włodarzy tego miasta da się współpracować z MPK. Przy Jaracza chciałem puścić 85A przodem. Kierowca podziękował i kiwnął bym jechał. Miał rację. I tak byłem od niego szybszy. No cóż po pierwszym będę jeździł środkiem. To będą jaja!-

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...