10.06.2013

Zamek w Oporowie

Dzień po przejażdżce do Oporowa (pojechaliśmy tam w siedmioosobowym składzie, w którym ja ostatecznie miałem najkrótszy, 135 kilometrowy dystans) myślałem, że poniedziałek pozwoli mi na krótszą trasę, podobną do sobotniej rundy Łódź – Głowno – Łódź. Niestety za wygodny się zrobiłem by wyjeżdżać z domu w deszczu. Co innego jak zmoknę na trasie (wczoraj deszcz złapał nas trzy razy), ale moknąć na własne życzenie? Co to, to nie! Tym bardziej, że deszcz bębni w rynnę a ludzie z kolorowymi parasolkami skuleni przemykają pod moim oknem.

Padający od kilkunastu dni deszcz nie nastraja do jazdy. Tym bardziej gdy w telewizorni widzę obrazki z Passau, w którym w ubiegłym roku spałem na campingu nad rzeką Ilz (dopływ Dunaju) płynącą z Szumaw. Tragedią tego miasta jest to, że w mieście spotykają się aż trzy rzeki. Tą trzecią jest Inn który wraz ze swym dopływem Salzach tam właśnie jest rzeką graniczną między Austrią a Niemcami. Pamiętam, jak mleczno – bury kolor miała woda w  rzece Salzach na przełomie kwietnia i maja gdy niosła ze sobą topniejące alpejskie śniegi. Ciekawe czy wytrzymał wiekowy drewniany most łączący Ach z Burghausen? Zresztą Passau pozostał już poza zainteresowaniem naszych telewizji. Teraz „na tapecie” jest Magdeburg  i Budapeszt a od wczoraj zalana po burzy Warszawa, której  kawałek trasy zdominował całkowicie serwis pewnej ogólnopolskiej, popularnej stacji informacyjnej.

Gdy na chwilkę redaktorzy przemycili urywki z innych stron kraju usłyszałem płaczliwy głos pewnej kobiety z zalanego domu, że nikt u nich nie wykosił rowów! No a czy jej mąż czy zięć, syn lub inny chłop zamiast pić mamrota na ławeczce pod sklepem nie mógłby chwycić za kosę, ustawić sobie butelczynę na końcu rowu i zamachać sprzętem widząc w oddali cel? Postawa roszczeniowa gdy słyszę niektórych rolników wprost mnie powala na kolana. Przypominają mi się włoscy farmerzy, którzy skrzykują się w kilkunastu, biorą wino, zakąskę i spontanicznie udrażniają rowy przebiegające na ich terenie. Skąd to wiem? Bo nie raz przejeżdżałem przez tamtejsze wioski i widziałem te prace.

Wczoraj już w Oporowie pod sklep podjechali „miejscowi”. Żywa reklama akcji „Pijani kierowcy niosą śmierć”. Oni też czyścili rowy. Tyłem samochodu. Z wybitą tylną szybą i z śladami lądowania „zadem” w rowie. A wracając do tematu wczorajszej trasy, to nie tylko Warszawa jest zalana. Jadąc od Zgierza na północ co chwilę mijaliśmy przepełnione rzeki, rzeczki i kanały. Pełne wody rowy, podmokłe łąki. Pierwsze worki z piaskiem natrafiliśmy w Piątku, tuż przy wjeździe od strony Łodzi. Malina i Moszczenica płynące dość wysoko (albo zabudowania od tej strony są położone za nisko) tylko czyhają by w mgnieniu oka przerwać nasączone wały. Już za miastem w Pradolinie Warszawsko – Berlińskiej celowo nikt nie budował autostrady bezpośrednio na gruncie lecz przerzucono ją estakadą nad podmokłymi terenami. Swoją drogą gdy jechałem tędy ostatnio nawet jeszcze nie trwały prace nad jej budową a skręcając w Młogoszynie w kierunku Bedlna po obu stronach drogi żółciły się łany rzepaku. Podmokłe łąki w okolicach wsi Łęki Kościelne zamieniły się w stawy (tam gdzie przepływa Ochnia) i z tych okolic pochodzi zamieszczone na dole zdjęcie. Gdy dotarliśmy do Bedlna zaskoczyła nas cisza. Jeszcze niedawno zatłoczona do granic możliwości dwójka teraz jest niemal pusta a cały ruch tranzytowy skanalizowała autostrada. Stamtąd do zamku mieliśmy niewiele więcej niż sześć kilometrów. Minęliśmy działającą cukrownię, cmentarzyk z okresu II wojny i po kilkunastu minutach zawitaliśmy nad wysepkę w parku, na której położony jest zamek.

Kto miał ochotę zwiedzić – zwiedzał, kto nie – nie. Szkoda tylko, że nie honorują petetekowskich legitymacji, które służyły kiedyś jako legitymacje zniżkowe. Po kanonadzie fotograficznych migawek pojechaliśmy jeszcze do miejscowej pizzerii i przez Żychlin, a dalej tą samą trasą wróciliśmy do Łodzi. Z ciekawostek wspomnę jeszcze, że odganiając od siebie czarne chmury natrafiliśmy na jedną, wyjątkowo upierdliwą, która odgonić się nie dała i opluła nas solidnymi strugami wody od warszewickiego ronda aż po rogatki Zgierza. A stąd, lawirując między autami (wyprzedziłem nawet pełzające powoli ferrari na śląskich numerach) zakorkowanym wjazdem do miasta dotarliśmy do celu. Rogatek Łodzi.

DSC_0026

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...