24.07.2013

UECT/AIT 2013 Część VI Fondue w Sainte-Croix

czwartek, 11 lipca

Dzień teoretycznie wolny od rowerów. Od paru dni planowałem z Kalinką pojechać wąskotorową kolejką z dworca w Yverdon do Sainte-Croix. Aga z Maćkiem postanowili jechać z nami. Jadąc serpentynami do górskiego miasteczka widać na sąsiednim zboczu tunele kolejki i sam tor przecinający wysokogórskie łąki. W 2006 grupa jeleniogórsko – bolesławiecka zapragnęła swoim paniom zafundować zjazd serpentynami. Podjazd na rowerach nie wchodził w rachubę. Kolejarze dołączyli dla nich dodatkowy wagon i szesnaście rowerów wraz z ich właścicielkami i właścicielami mając dodatkową atrakcję zwiedzili Sainte-Croix. Rano pojechaliśmy samochodem na parking i dalej, spacerkiem udaliśmy się na dworzec.

Niestety, mieliśmy pecha. Okazało się, że pociąg na okres dwóch tygodni zastępują autobusy. Korzystając z wakacji budowlańcy remontują tory. Trudno. Do odjazdu autobusu zostało nam jeszcze czterdzieści minut. Akurat tyle czasu by przejść przez dworcowy park i wejść do kilku sklepów położonych przy głównej ulicy. Serce podpowiadało zmianę „szosóweczki” na dość ładnego Wheeler-a zbudowanego w całości na 105-tce*. Rozum odciągnął mnie od sięgnięcia po portfel. Autobus punktualnie ruszył z dworca lecz nie kierował się zgodnie z drogowskazami lecz jechał wzdłuż torów zatrzymując się przy niewielkich kolejowych stacyjkach. Po kilku przystankach dotarliśmy wreszcie do podnóża góry. Autobus zastanowił się przez chwilę, wzdrygnął i po chwili zastanowienia zaczął wpełzać w górę po ciasnych zakrętach smrodząc troszeczkę palonym sprzęgłem.

Po dziesięciu agrafkach i dalszej wspinaczce wjechaliśmy między pierwsze zabudowania miasteczka. Wysiadamy przy dworcu kolejowym. Domy to nie drzewa prawie nic się tu nie zmieniło. Idziemy nad miasto na przełęcz, którą przekraczałem w poniedziałek. Jak wspominałem niedaleko stąd jest granica z Francją i zabezpieczenia. Przy bocznej drodze, tuż przy ławeczce, przy której odpoczywamy również mamy przeciwczołgowe zapory.

DSC09749

Leciutki wiaterek jest zupełnie inny niż ten na nizinie. Powietrze ostre, czyste, pozbawione obcych zapachów aż chce się oddychać pełną piersią. Powolutku schodzimy w dół w stronę dachów miasta.

DSC09754

W sklepie przypominającym asortymentem nasze stare GS-y znajduję szwajcarski dzwoneczek. Nie taki ozdobiony w narodowe barwy, wypolerowany z paskiem lecz prawdziwy. Taki, który sądząc po wielkości zawiesza się na szyje owieczek. Poszukujemy restauracji, w której można będzie zjeść najbardziej chyba typowe danie: Fondue. Mam kilka smaków zapisanych gdzieś w czeluściach pamięci. Potraw zjedzonych podczas licznych podróży. Pamiętam smak (najstarszy) sękacza jedzonego pod cukiernią w Suwałkach. Był rok 1977 gdy zatrzymaliśmy się pod nią na mazurskim obozie rowerowym. Sękacz był właśnie zdejmowany z wałka, na którym pracowicie kręcił się nad ogniem. A portugalskie sardynki? Te grillowane, które niestety patrzą na ciebie z talerza i można je jeść tylko do połowy bowiem pieczone są razem z podrobami. I pamiętam też fondue jedzone niedaleko stąd w gospodzie położonej bliżej szczytu. Zamawiamy porcję dla czterech osób.

DSC09779

Opinie są podzielone. Dla mnie w skali od jeden do dziesięciu zdecydowanie dziesięć, dla Maćka troszkę mniej, Kalinka oceniła serową kipiel na sześć (z uwagi na to, że do białego wina dolana była spora ilość wiśniówki). Najgorzej serowa potrawa wypadła w ocenie Agi: pięć! Obżarci a ja dodatkowo lekko oszołomiony idziemy powoli w stronę dworca. Z pozycji autobusowego fotela trasa w dół przedstawia się równie atrakcyjnie i szkoda, że trwa tak krótko. A po powrocie… .

Po powrocie Kalinka stwierdziła, że czas w końcu przejechać się na rowerze! Pojechaliśmy więc rowerowym szlakiem, wzdłuż jeziora, przez lasy i przyklejone niemal do drogi góry. Szlak był praktycznie płaski. Prowadził bowiem dawnym nasypem kolejowym. Praktyczni Szwajcarzy przenieśli torowisko na nowy nasyp a stary przeznaczyli dla rowerów. Tu właśnie z uwagi na rosnące dość szybko drzewa zauważyłem największe zmiany. Kiedyś zarośla, teraz były dorosłym niemal lasem. W sumie przejechaliśmy niewiele ponad szesnaście kilometrów. Dla Kalinki to była prawdziwa wyprawa.

DSC09811

*105 – grupa osprzętu Shimano z „wyższej półki” w skład wchodzą: przekładnia, przerzutki (przód i tył), hamulce i klamki hamulcowe zintegrowane z manetkami do zmian przełożeń.

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...