05.10.2015

Z wizytą u Reni i Marka

Poznaliśmy się „Na styku kultur”, targach odbywających się co rok w Łodzi. Było to w ubiegłym roku. Nie pamiętam, czy pierwszego poznałem Marka czy Renię? Nieważne, ważne dla mnie było to, że prowadzą Gospodarstwo Agroturystyczne „U Marka” tuż za Szadkiem, w  Wielkiej Wsi. Kasia z ZPKWŁ poznała mnie tego samego dnia z producentami żywności z naszego regionu, mn. z prezesem GS-u w Szadku, który ma rewelacyjną piekarnię produkującą pieczywo bez „wodotrysków”.  Wtedy też postanowiłem zorganizować do niej wycieczkę pod nazwą „Jak się robi chleb”. Jak wiadomo, do piekarni najlepiej trafić wcześnie rano, a że z Łodzi do Szadku mamy coś około czterdziestu kilometrów, wypadało by zanocować gdzieś w pobliżu. Okazało się, że Renię, Marka i mnie łączy… wegetarianizm.

Wycieczka się odbyła, pogoda dopisała a we wspomnieniach pozostanie jak „mięsożercy” po obfitej kolacji, niczym uczniowie wyskakujący po kryjomu na fajkę podjadali nocą kabanosy.

Agroturystykę odwiedziłem z Piotrkiem ponownie bodajże w lutym. Zaopatrzyliśmy się wtedy we flakony wina produkowanego przez Marka. I z winem tym kojarzą się następne wspomnienia gdy ruszaliśmy z Wielkiej Wsi już o zmierzchu (zima) kierując się do najbliższej stacji kolejowej, Łasku by złapać pociąg ŁKA do Łodzi. Niestety rozkład  jazdy na łaskiej stacyjce był na tyle mało precyzyjny, że spędziliśmy tam ponad dwie godziny trzęsąc się z zimna. Gdy wreszcie nadjechał pociąg rozpętała się śnieżyca i po powrocie do Łodzi na drogach rowerowych „zakładaliśmy ślady”.

Bodajże w czwartek, a może piątek na stronie facebook’owej pojawiły się bajecznie kolorowe zdjęcia potraw wyczarowanych w gospodarstwie. Zagroziłem wtedy, że „zaraz wsiądę na rower i przyjadę” w odpowiedzi przeczytałem – „wsiadaj”. Mnie dużo razy powtarzać nie trzeba. W niedzielny ranek wsiadłem na OCR-ka i przez Poddębice (by było dalej) ruszyłem do Szadku. Lekko wk…na noga (o tej nazwie treningu dowiedziałem się niedawno od Andrzeja Sadłeckiego) sobotnią przejażdżką po miód podawała, że aż miło i nawet nie wiem kiedy po blisko siedemdziesięciu kilometrach jazdy byłem już w bramie agroturystyki.

Dużo się od zimy zmieniło. W budynku, który oglądaliśmy z Piotrkiem w stanie surowym odbywają się już ćwiczenia jogi (akurat trafiłem na zajęcia sporej grupy). A Renia i Marek przywitali mnie wspaniałymi kotletami z boczniaka, pyszną surówką i rewelacyjnym paprykarzem! „Wiedzieliśmy, że przyjedziesz!”. Ja też wiedziałem, że muszę przyjechać. Może w końcu wpadniemy do nich na parę dni z Kalinką? A po posiłku jak noga zaczęła podawać! Nawet nie wiem kiedy znalazłem się z powrotem w Łodzi!

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...