24.10.2016

Przysłop pod Baranią Górą

To było chyba gdzieś trzy tygodnie temu. Napisała do mnie Agnieszka z zaproszeniem na rajd wokół Baraniej Góry i slajdowisko. Odpowiedziałem, że przyjadę. I tak w sobotę, 22 października, ja asfaltowe zwierzę, które od czasu do czasu dosiada MTB, pojechałem do Wisły. Oczywiście jeżdżę po górach, byłem w Alpach, przeciąłem trzy pasma Atlasu ale… asfaltami. Podobnie w Polsce: asfaltowe,  bieszczadzkie pętle czy choćby Kubalonka, gdzie niedaleko niej musiałem zostawić auto. Właśnie. Zmyliło mnie zdjęcie schroniska z zaparkowanymi samochodami. Nie pomyślałem, że będę do niego musiał podjechać na rowerze.

 

20161022_120952

Na szczęście miałem ze sobą malutki plecak, w który niewiele co się zmieściło. Do schroniska dotarłem na dziesięć minut przed rozpoczęciem rajdu. Napijesz się czegoś? Pewnie! Wchłaniam pomarańczowy soczek. Jedyny płyn dzisiejszego dnia nie licząc trzech espresso od czwartej rano. Śniadanie? Jadłem przecież w domu. Parę minut po trzeciej. Zostawiam plecaczek z batonikami i jadę na trasę. Na trasę, w której się… zakochałem! Dlaczego? Bo na 25 – cio kilometrowej pętli nigdy tak nie dostałem w tyłek! Jeżdżę przecież w terenie, do tego mam Romka Limonkę ale co innego przejechać się po Łagiewnickim Lesie czy też po piaszczystych bezdrożach w okolicach Kruklanek, a co innego jechać po górskich, kamienistych wyrypach gdzie w paru miejscach trzeba było podprowadzać rowerek ale i sprowadzać.

20161022_120439

Do tego (kiedyś byłem blondynem) zostawiłem batoniki energetyczne w plecaku i brak porannego śniadania po dwudziestym kilometrze dał mi się we znaki – zaczęło odcinać mi prąd. Na szczęście inni myśleli za mnie. Tu urwałem kawałek czekoladowego batona a dalej (Chudy – dzięki!) zjadłem Knopersa. Energia prawie natychmiast powróciła. Dołączyły do niej skurcze i to na ostatnim podjeździe!  Do schroniska podszedłem. To nie dyshonor.

dsc04688

Na szczęście w plecaczek zawierał jeszcze jedną, suchą i ciepłą termiczną koszulkę a po obiedzie z Szymonem podjechaliśmy do auta po sakwę z ciuchami. Parę minut po siedemnastej zaczęliśmy prezentacje. Poszedłem na „pierwszy ogień” z „Kolorami Maroka”, po mnie Waldek pokazał foty z jego radosnego przebierania odnóżami po Mongolii. Chwilę później mikrofon i ekran przejął Janek przedstawiając w skrócie szesnastomiesięczną podróż z Turcji przez Azję do Australii. Jechali w duecie. Z żoną. Szacun. Na koniec Monika opowiedziała nam: jak ścieżkami dla pieszych objechać rowerami Bornholm.

20161022_122434

Zrobiła się prawie jedenasta i ja niedospany padłem jak niemowlak. Rano obudziło nas przepiękne słońce. Beskid Śląski mienił się kolorami jesieni. Po śniadaniu czas ruszać w drogę. Siedmiokilometrowy odcinek do auta pokonuję na raty, co chwilę sięgając po aparat  (album zostawiłem na facebookowej rowerologii). Gdy tylko przebrałem się w „cywilne” ciuchy podjechał Szymon z resztą moich rzeczy. To była tylko sobota i kawałeczek niedzieli, ale na długo zapadnie w mojej pamięci. Aga i Szymon – dzięki za zaproszenie i… do następnego! Bo ja chyba zachorowałem na góry.

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...