14.06.2017

Mój imiennik – Petersfield

Jak wczoraj zaznaczył Sławek, w Piotrkowie Trybunalskim byłem wielokrotnie, w Piotrowicach też. St. Petersburg zaliczyłem jadąc z Vincenzo śladami Włochów w Europie wschodniej, więc skoro dostrzegłem w atlasie położony mniej więcej 40 kilometrów na północ Petersfield, postanowiłem odwiedzić mojego imiennika i zobaczyć jak wygląda Piotrowe pole. Nazwa Petersfield pochodzi od kościoła św. Piotra, który stał w tym miejscu według miejscowego informatora już w IX wieku, natomiast posiłkując się wikipedia i informacją zamieszczoną w muzeum na pewno w 1130, czyli jeszcze przed lokowaniem miasta na skrzyżowaniu ważnych szlaków komunikacyjnych. Do Petersfield postanowiłem pojechać jak najbardziej bocznymi drogami, wzdłuż żywopłotów. Po raz pierwszy atlas zostawiłem w domu.Posiłkowałem się mapą, którą wgrałem do telefonu. Jako dawny blondyn dopiero teraz przypomniałem sobie, że mam taką funkcję. Pierwsze dwadzieścia kilometrów, to dobrze już znana trasa przez Havant do Rowland’s Castle, z malutką modyfikacją: w Havant przez parking obok centrum handlowego prowadzi szlak rowerowy, którym obok stacji przejeżdża się w stronę dzielnicy przemysłowej. Droga rowerowa poprowadzona jest na jezdni i nie trzeba przemieszczać się chodnikami, które często służą jako drogi rowerowe.

Za wiaduktem kolejowym w Rowlands’s Castle Pojawił się drogowskaz: Petersfield. Początkowo jechałem zgodnie z jego wskazaniami, przekroczyłem granicę hrabstw, lecz później posiłkując się mapą, postanowiłem pojechać skrótami, drogami, które mogły być asfaltowe, bądź nie. Na szczęści nie żałuję tej decyzji, wąska wstążka asfaltu pokonując pola, lasy i pasmo wzniesień doprowadziła mnie do centrum wsi, w której miałem do wyboru: jechać drogą B numer – ileś – tam, lub według mojej mapy drogą między farmami.

I tym razem wybór drugiego wariantu opłacił się, Petersfield Road po karkołomnym zjeździe przez las doprowadziła mnie na rogatki miasta, którego patronem jest mój imiennik. Po niecałych dwóch kilometrach skręciłem w główną ulicę prowadzącą do rynku.

Rynku, na którym stoi jeden z pięciu na wyspach pomników Williama III (oranżysty). Rynek oprócz widocznej w tle niezbyt ciekawej kamienicy za pomnikiem, otaczają niewielkie kamieniczki z kawiarniami, księgarnią, informacją turystyczną. Z jego narożników odchodzą  uliczki z najciekawszą, Owczą, choć ja przemianowałem ją na Jagnięcą (ładniej brzmi) z szachulcowymi domami. Pewnie kiedyś prowadziła nią droga na jarmark, bowiem miasto miało charakter centrum handlu mn. owcami.

Południowa pierzeja rynku jest lekko cofnięta a za jej ogrodzeniem stoi wspomniany już kościół św. Piotra. Konstrukcja dachu i licznych przybudówek świadczy o tym, że kościół był wielokrotnie rozbudowywany, (konstrukcja dachu nawy głównej to druga połowa XX wieku). Bardzo ciekawie przedstawiają się kolumny, misa chrzcielna oraz kolumny otaczające portal wejściowy.

Zauważcie, że wewnętrzna kolumienka portalu nosi ślady podobne do tych z sulejowskiego Podklasztorza – ostrzenia, prawdopodobnie mieczy.

Kościół otoczony jest lapidarium ze starych płyt nagrobnych, a ścieżką wokół kościoła można dojść do niewielkiego muzeum usytuowanego w budynku dawnego komisariatu policji.

Obecnie są w nim dwie wystawy czasowe: strojów ślubnych z ostatnich dwóch wieków i rysunku portretowego. Za frontowym budynkiem przechodzimy obok dawnej, policyjnej stajni do budynku sądu. W sali zgromadzono przedmioty związane z życiem w Petersfield, historię miasta od jego powstania oraz trochę informacji o miejscowych odkryciach archeologicznych.

Wracam inną drogą, obok położonego na skraju miasta jeziora, przekraczam ponownie pas wzniesień (16,8% trzeba było mocno spiąć pośladki) i pędzę w kierunku Rowland’s i dalej do Portsmouth.

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...