12.11.2018

Nocny manifest czyli… Pedal Portsmouth Glow Ride 2018

I znów ciężko było przenieść nogę, przez ramę. No, bo jak chcesz osiągnąć jakiś cel, pracujesz początkowo na dwa etaty. Powoli „rozkręca się” moja firma, której poświęcam czas popołudniami, po pracy i w weekendy. Czasem, w niedzielę, gdy nie mam zlecenia wsiadam na rower, jeśli tylko mam na to siłę. Nie, może inaczej, siłę to mam, ale jak już kilku osobom mówiłem do pedałowania nie wystarczą nogi. Pedałuje przede wszystkim głowa. A głowę czasem może wspomóc impreza, ot choćby taka jak sobotni nocny manifest zorganizowany przez miasto #pedalportsmouth  #glowride2018 W ubiegłym roku, imprezę zorganizowano chyba nieco wcześniej, listopadowy przejazd ma swoje zalety: o 16,30 robi się już ciemno.

Są też wady: w ubiegłym roku było ciepło i startowaliśmy przy zachodzącym słońcu, w sobotę dość silnie wiało od morza i co chwilę padał rzęsisty deszcz. Zredukowało to liczbę uczestników, ale i tak było wspaniale. Cieszył widok dzieci (niektóre z nich pedałowały z bocznymi kółkami) i osób starszych na oświetlonych jak choinki rowerach.

Miasto dostarczyło dla uczestników odpowiednią ilość gadżetów i każdy dostał kolarski worek z naszytymi odblaskami, a w nim opaski, i mapy i foldery. Tym razem jechaliśmy nieco inną trasą, nie na wschód od mola, lecz na zachód od zamku Southsea, skręcając między pomnikiem zwycięstwa a wesołym miasteczkiem na rozlegle trawniki, na których ułożono dla nas jezdnie z plastikowych elementów.

Przejechałem dwie rundy Glow Ride 2018 i z przemoczonymi butami ruszyłem w stronę domu. Pedal Portsmouth – dziękuję!

Buty wyschły przez noc i w niedzielę pomiędzy deszczami ruszyłem na choćby małą wycieczkę, taką dla rozprostowania nóg, bez wzniesień, bez brzegu morza, poznać nowe, nieznane mi wcześniej osiedla położone tuż za wyspą, na której leży miasto.

Wszędzie można spotkać oznaki jesieni i jak śpiewał Grabaż: „Żółte liście z drzew spadają, trupy na twarzach mają”. Na szosowych, gładkich, cienkich jak kciuk oponkach, jazda po mokrych liściach do bezpiecznych nie należy, więc w miarę „syty” jazdy wróciłem do domu.

Ale na tym nie koniec, no bo plażę odwiedzić trzeba. Poszedłem, w końcu to tylko kilkaset metrów od domu. Okazało się, że przy przypływie i bardzo silnym wietrze z południa, nadmorski bulwar trzeba był zamknąć dla ruchu!

Fale przelewały się przez chodnik zalewając jezdnię! Szkoda, że nie przyszedłem tutaj wcześnie rano. Wróciłem do domu przez rosarium. Róże otoczone ze wszystkich stron wałami starego fortu, w ciszy szykują się do zimowego snu.

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...