04.06.2012

Ride for your Rights!

Już nawet nie pamiętam kiedy zadzwoniła do mnie Gabrysia. Może dwa, może trzy miesiące temu. „Czy poprowadzisz grupę studentów na trasie z Łodzi do Katowic?” Oczywiście, że tak! Na spotkaniu organizacyjnym dowiedziałem się, że będzie 35 osób. Spora grupa. Jak najbezpieczniej pojechać z nimi do Piotrkowa? Na pewno nie najkrótszą drogą. Jeżdżę nią sam, ale z reguły na „szosówce”, czasem w parę osób, które znają się i jeżdżą razem od dłuższego czasu.  Wiem, że będą to osoby, które nigdy jeszcze ze sobą nie jeździły, część będzie jechać na wypożyczonych rowerach (różnie z nimi bywa).  A co z kondycją?   W czwartek, 31 maja jadę pod Urząd Miasta Łodzi. To stąd, spod ławeczki Tuwima nastąpi start. Już tu jedna z dziewczyn „łapie” gumę. Na szczęście jest to jedna, jedyna grubsza awaria na trasie! Pożyczamy klucze (już nie pamiętam kiedy odkręcałem koło mocowane na zwykłą ośkę) i szybko zmieniamy dętkę. W tym czasie kilka osób zdążyło zrobić zdjęcia i na internetowych stronach gazet i miejskich portali wieczorem odnajduję się w roli rowerowego doktora.

Przed startem, w trójkę: wiceprezydent Radosław Stępień, Gabrysia Szkup i ja przecinamy wstęgę. Rajd oficjalnie zaczął się w tym momencie. Eskortowani przez policję jedziemy ulicami miasta we wschodnim kierunku. Na Pomorskiej żegnamy pierwszego biker’a Łodzi, który wraca do swoich obowiązków w urzędzie, a sami pustymi, bocznymi ulicami prowadzącymi wzdłuż torów kolejowych dojeżdżamy do Bedonia. Pierwszy postój zaplanowałem pod cukiernią w Wiśniowej Górze,  miejscu które na dobre już zagościło w turystycznym peletonie.  Dalej nasza 20 osobowa (ostatecznie tyle osób zdecydowało się na wyjazd) grupa jechała przez Stróżę, do Modlnej i dalej, skręcając raz w lewo, raz w prawo zygzakiem dotarliśmy do Czarnocina. Tu ruch troszeczkę się zwiększył, ale nie na tyle by stanowił dla nas niebezpieczeństwo. Grupa po kilkunastu kilometrach jazdy okrzepła i jechała zgodnie z przepisami.

Peletonik troszeczkę porozrywał się na górkach w Moszczenicy. Pod Piotrkowem, tuż przed „gierkówką” zrobiliśmy postój i gdy „najsłabsze ogniwa” dojechały, za zgodą robotników przejechaliśmy zwartą grupą przez remontowany wiadukt nad trasą. Znalezienie akademika na ulicy Słowackiego nie nastręczyło większych problemów i punktualnie o piątej byliśmy na miejscu.

***

  Piątek przywitał nas ciężkimi, ołowianymi chmurami, z których od czasu do czasu kropiło. Dodatkowo mieliśmy silny, boczny wiatr. Nie było sensu by grupa jechała tempem najsłabszego. Dzielimy się na kilkuosobowe team-y i posuwamy się na południe zatrzymując się co kilkanaście kilometrów na „policzenie uczestników”.  Mijamy: Rozprzę, Kamieńsk i w Radomsku meldujemy się na „bufet” w mieszkaniu rodziców Gabrysi. Po godzinnej przerwie ruszamy na trasę.

Zaraz za Radomskiem droga rozwidla się. Są dwie możliwości: droga 91 bezpośrednio do Częstochowy lub o wiele spokojniejsza, przez Gidle. Ja musiałbym posiłkować się mapą i na szczęście w prowadzeniu peletoniku  pomogła mi Ewelina. Jej rodzice mieszkają w tych okolicach więc zna tu wszystkie drogi. Przez Garnek docieramy do Mstowa. Niestety jadąca z nami Włoszka, Bianka ma mały problem z rowerem i wraca do Radomska by dojechać do Częstochowy pociągiem. Towarzyszy jej Gabrysia. Na samym końcu, piętnaście minut za nami podążają: Daniel oraz Marek Sokołowski, współorganizator imprezy.

Ponieważ robi się już późno postanawiamy, że oni pojadą z Mstowa drogą główną a my prowadzeni przez Ewelinę dotrzemy do miasta jej tylko znanymi ulicami. Pod Dom Pielgrzyma (nasza baza noclegowa) docieramy prawie po ciemku. Okazuje się, że na trasie chłopaków jakiś kretyn rzucił w Daniela jajkiem z pędzącego samochodu. Do takiego zachowania trzeba mieć mózg tasiemca, no cóż idioci są wśród nas.

***

  Sobota rano, wstajemy wcześnie, jemy śniadanie i (na szczęście w słońcu) ruszamy na trasę. Drogę do Katowic znam. Parę lat temu byłem na zlocie w Kaletach i przez tydzień czasu eksplorowałem tutejsze trasy. Wiatr nam nie sprzyja. Liże po policzkach, rozciąga grupę jak starą gumę. Na ostatnią osobę czekamy na postoju w Piasku ponad pół godziny. Pozostało nam do pokonania około 35 kilometrów. Dwie dziewczyny: Greczynka i Włoszka postanawiają w Miasteczku Śląskim wsiąść w pociąg. My, tuż za Świerklańcem jadąc groblą wzdłuż zalewu powoli zagłębiamy się  w gęstniejącą zabudowę Śląska. Na granicy Świętochłowic i Katowic czeka na nas dziewczyna, która prowadzi nas do uczelni ekonomicznej. Po oficjalnej części i po kolacji zakwaterowano nas w akademikach w dzielnicy Ligota

***

  Zaspałem. Ponieważ tylko ja zdecydowałem się na powrót rowerem planowałem już o szóstej rano wystartować w drogę powrotną. Jednak gdy idzie się spać prawie o tej godzinie, o której normalnie się budzę… . Mijam puste ulice Katowic. Pod „Spodkiem” walają się śmieci po wczorajszym meczu. Do Piasku jadę po wczorajszych śladach, później przez Herby, Kłobuck i obok najbardziej dewastującej przyrodę formy wydobycia węgla brunatnego, odkrywkę (i kolejną sztuczną górę) karmiącą piece bełchatowskiej elektrowni wjeżdżam do Szczercowa.

  Jeszcze tylko Łask i Pabianice. W połowie tego odcinka, w Dobroniu dołącza do mnie na szosówce (solidarność bike’rów) Mirek? Jedziemy na zmiany. Prędkość rośnie 32-36 km/h,  to rozumiem, z sakwami to niezły wynik tym bardziej, że to końcóweczka. Na Retkini żegnamy się a ja po patchworku łódzkich ulic docieram o 19. 10 do domciu. Na liczniku mam 231 kilometrów.

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...