19.09.2012

Miasto bez rowerów

Czy wyobrażacie sobie miasto, w którym nie ma rowerów?  Miasto, w którym jeżeli już poruszacie się po chodniku to tylko pieszo? Początkowo myślałem, że jest to po prostu niemożliwe! Jeszcze na przedmieściach pozbawionych najmniejszej nawet górki śmigali ludzie na szosóweczkach, czasami przemykał jakiś „holender” z koszykiem pełnym zakupów ale gdy przejechaliśmy długim mostem na parking i wsiedliśmy do tramwaju, rowery zniknęły! Co to za miasto? To Wenecja! A tramwaj nie jechał po torach lecz płynął kanałem.

Znaleźliśmy się w niej za sprawą Terry i Vince, naszych włoskich przyjaciół, do których polecieliśmy w odwiedziny w ubiegłym tygodniu. Po przylocie prosto z lotniska pojechaliśmy na kolację do rowerowych znajomych. Małżeństwa, które w ubiegłym roku odprowadzało nas do Brescii tandemem. Na miejscu byli już kolejni włoscy „turyści” kolarze. Może wyjaśnię Wam ten cudzysłów. Otóż na turystycznych imprezach kolarskich czy też na trasach gdzieś w Polsce czy Europie niezwykle trudno spotkać Włochów z sakwami. Vincenzo jest tym wyjątkiem. Tu, przy kolacji oglądaliśmy zdjęcia i film z wyprawy na Nordkapp. Wyprawy dla nas może dziwnej, ale wśród mieszkańców półwyspu apenińskiego dość popularnej.

Otóż na nasze kultowe miejsce na północ Norwegii jechali oni w trójkę szosówkami podczas gdy ich żony i synowie dwoma kamperami asystowali im w tej podróży. Zajęło im to 15 dni czyli dziennie pokonywali około 250 kilometrów. Na zdjęciach przypominaliśmy sobie znajome nam (mnie i Vincenzo) tablice z nazwami miejscowości, krajobrazy zarówno te, które oglądaliśmy już razem czy też jeszcze przedtem, zanim dotarliśmy z różnych kierunków do Alta, jak i potem gdy ja ruszyłem w stronę Narviku, a Vince przez Finlandię z powrotem w kierunku Włoch. Ale czy oni poznali smak snu w namiocie? Smak wody nabieranej do bidonów prosto z wodospadu? Czy gotowali kawę trzęsąc się z zimna gdy dopadła nas śnieżyca pod koniec czerwca? Te i inne pytania cisną mi się na usta.

A wracając do Wenecji, wbrew obiegowym opiniom podczas gdy tam byliśmy miasto nie śmierdziało. Gdy wysiedliśmy z tramwaju na przystanku przy placu św. Marka porwał nas tłum ludzi turystów nawołujących się w wielu językach. Gdy w końcu udało nam się wyrwać z tłumu i przejść mostem na stosunkowo spokojną, zachodnią część miasta odetchnęliśmy z ulgą. Tu czas płynie zdecydowanie wolniej niż po wschodniej stronie miasta a może mniej znane budowle są równie atrakcyjne. Cały dzień spędzony w Wenecji na pewno zostanie na długo w naszej pamięci a mnie wśród wszelkiego rodzaju jednostek pływających brakowało jedynie rowerów. Wodnych.

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...