11.11.2013

Listopadowy tryptyk

Zielona Łódź

 Jak to dobrze, że Łukasz wpisał, że zbiórka do kolejnej, czwartej już wycieczki rowerowej jest o 11.00. Dzięki temu mogłem rano objechać trasę mało znanej mi dzielnicy – Górna.  Parę minut po wyznaczonej godzinie, dziewięcioosobowy peletonik ruszył po pamiątkowym zdjęciu przy brzegu stawu na ulicy Piotrkowskiej i okrążył akwen by od północy, przy płocie skansenu i wzdłuż „Białej Fabryki” wyjechać na Piotrkowską.

Po chwili skręcaliśmy w Czerwoną by po dotarciu do Wólczańskiej ponownie skręcić w lewo a następnie w prawo w ulicę Skrzywana. Całe szczęście, że niedawno skrzyżowanie Wólczańska/Czerwona wzbogaciło się o sygnalizację świetlną. Często tworzyły się tu korki a teraz, po zamknięciu trasy W-Z większość ulic w centrum przejęło jej rolę. Gdy dotarliśmy do al. Politechniki wystarczyło przejść na drugą stronę by znaleźć się przy ulicy Felsztyńskiego. Wystarczy przejechać nią sto metrów by po lewej stronie odkryć starą cmentarną bramę dawnego ewangelickiego cmentarza. Pamiętam, że jadąc al.Politechniki, jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku za dziurawym płotem widać było nagrobki. Obecnie prochy zmarłych przeniesiono na ulicę Sopocką a wspomnieniem po pierwotnym przeznaczeniu tego miejsca jest lapidarium, w którym zgromadzono pozostałości nagrobnych płyt.

Naszym następnym celem była  „Wenecja” czyli obecny park im. Juliusza Słowackiego. Dawny właściciel, młynarz wybudował na tym terenie stawy, do których wodę dostarczał pobliski Jasień. Była tu restauracja, parkiet taneczny i inne atrakcje. Podczas jednej z potańcówek  Faustynie Kowalskiej na drzewie ukazał się Jezus. Drzewo to do dziś dzień stoi w parku obwieszone świętymi obrazkami. Po stawach pozostało natomiast tylko zagłębienie w terenie.

Z „Wenecji” do „Sielanki” to tylko około trzysta, czterysta metrów. Ten park jest o wiele bardziej uczęszczany niż poprzedni. Na jego terenie są dwa zarybione stawy, boisko, górka dla saneczkarzy, plac zabaw a od strony ulicy Pabianickiej stoją dwa dawne pałace Koenig’ów. Jeden, bardziej zniszczony to mieszkania natomiast w drugim ma siedzibę Hufiec ZHP – Górna.

Przed nami dość długi odcinek ulicy Pabianickiej. Musimy przeciąć  przebudowywane skrzyżowanie al. Jana Pawła II i nowej trasy „Górna”. Ja Pabianicka jeżdżę asfaltem bowiem jakiś kretyn na nierównym chodniku namalował rowerki i powiedział, że to droga rowerowa ale w grupie miałem pięć pań i to dla nich poświęciłem się korzystając z tego wyrobu „roweropodobnego”. Minęliśmy Olechówkę, Ner i na wysokości Chocianowic przejechaliśmy na drugą stronę Pabianickiej w pobliżu Wędkarskiej. Byliśmy na terenie Rudy Pabianickiej, do 1946 roku odrębnego miasta co daje się odczuć po dzień dzisiejszy. Jechaliśmy zygzakiem ulic, wzdłuż Neru aż wreszcie przed nami, tuż za ulicą Farną zobaczyliśmy lustro wody Stawów Stefańskiego czy jak kto woli: Parku im. 1 Maja. Stefański odkupił dawny folwark i… zapuścił teren a stawy oczyścili dopiero w okresie wojny Niemcy. Po wojnie władze miasta postanowiły urządzić tu tereny wypoczynkowe z kąpieliskiem i taką rolę spełnia po dziś dzień.

Naszym kolejnym celem były Stawy Jana. Pojechaliśmy ulicą Przestrzenną do Granicznej i tu przyznam się szczerze, troszeczkę się pogubiłem. Rano w błocie przedzierałem się przez plac budowy trasy „Górna”, teraz przy mżawce zamiast pojechać Graniczną pojechałem trochę za daleko do tyłu,  Ekonomiczną. Najważniejsze jest to, że do Stawów  Jana dotarliśmy, okrążyliśmy go i ulicami Chojen – Zatorza ruszyliśmy na północ.

Mżawka przeradzała się powoli w deszcz. Postanowiłem, że skwer przy Leczniczej zostawimy na inną wycieczkę i ostatnim parkiem na dzisiejszej trasie będzie park Legionów a dokładnie jego północna część z dwiema willami oraz pałacem, w którym mieszkał Leonhardt, łódzki przemysłowiec. Pałac należy obecnie do USC Łódź – Górna. Tu też na końcu alei prowadzącej do niego zakończyliśmy naszą wycieczkę.

001

Trasa południowa „Górna”

Niedziela. Gdzie jechać? Mam ochotę jeszcze raz odwiedzić dawny cmentarz przy Felsztyńskiego. Aparat „obciął” mi cmentarną bramę i pozostały mi same wieżyczki. Tym razem wyszło tak jak miało wyjść z chłodnią kominową EC 2 w tle. Słońce liże pnie drzew rozświetlając liście bluszczu pracowicie pnące się w górę. Cmentarz, a właściwie park kończy się na wąskiej uliczce, zaułku Felsztyńskiego. Jadę w kierunku estakady nad al. Jana Pawła II. Pod nią bocznice kolejowe dowożące wagony „karmy” dla elektrociepłowni. Skręcam w lewo i przecinając Obywatelską, Jasień docieram podobnie jak wczoraj do Pabianickiej. Tym razem mam ochotę podejrzeć plac budowy. Co najmniej raz w tygodniu widzę budowę tunelu pod skrzyżowaniem. Jak wygląda trasa dalej? Przejazd przypomina mi trochę plac budowy autostrad. fragmenty żwiru przeplatają się z betonem a czasem z warstwami asfaltu. Wiadukty. Jakiś drogowy, później kolejowy łączący stacje: Kaliską z Chojnami. Po obu stronach maszty kurtyn dźwiękochłonnych.  Dalej normalne skrzyżowania ze światłami. Specjalnie to ruchu nie przyspieszy. Przy takiej inwestycji lepsze by były wiadukty. Parę baniek w tą czy w tamtą stronę przy tak wielkiej budowie chyba nie robi większej różnicy. Mijam teren absolutnie mi nieznany. Terra incognita. Wreszcie w oddali widzę łuk drogi wygięty estakadą nad Rzgowską. Tu trasa niczym rzeka połączy się z budowaną jeszcze za Gierka wylotówką z Łodzi w stronę Katowic. Aby wydostać się z placu budowy muszę dojechać do Starowej Góry. Nawet nie zauważyłem kiedy opuściłem miasto. Wracam. Pod estakadą robię fotkę wyłaniającego się  pod jezdnią tunelu. Dalej trasa ma prowadzić do autostrady. Teraz jest tam brzozowy zagajnik. Wracam do miasta.

Ulica Kolumny. Ileż to ona ma numerów? 500? 600? Skręcam na wschód. Początkowo ruch na ulicy spory. Dopiero za skrzyżowaniem, z którego skręca się do Brójec ruch maleje niemal do zera. Zatrzymuję się na chwilę przy „Stawach w Wiskitnie”. Na dwóch niewielkich zbiornikach pływają kaczki. Dalej mijam zabagnione miejsce w zagajniku. Tu pojawia się wreszcie woda w Nerze. Pierwsze parę kilometrów od ulicy Henrykowskiej to sucha dolinka – relikt rzeki. Mijam rozgrzebany plac budowy autostrady A1 i wreszcie widzę tabliczkę, na której Łódź jest przekreślona czerwoną kreską. Na bramie po lewej stronie widnieje numer: 662.

Stróża. Tu ulica kończy się.  Skręcam w lewo do Wiśniowej Góry. Mijam ją, Andrespol , tory kolejowe prowadzące do Koluszek i dalej do Warszawy. Skręcam dopiero przy drogowskazie: Bedoń – Wieś. Stąd droga prowadzi prosto do Nowosolnej. Po drodze mijam jeszcze raz uśpiony plac budowy autostrady.  Nowosolna to obecnie część Łodzi. Co ją wyróżnia? Chyba jedyne w kraju skrzyżowanie przypominające brytyjską flagę. Z ośmiu ramion wybieram północno – zachodnie, ulicę Kasprowicza. Pyk, pyk, pyk, podjazd pod górę i po chwili jestem przy „Radarach”. Z tego miejsca mam jeszcze tylko dłuuugi kilkukilometrowy zjazd w stronę domu.

025

Dolina Sokołówki

Planowałem zupełnie inną trasę. Ale wycięte krzaki odsłoniły staw.  Staw na Sokołówce. Nie, nie myślę o tym przy Zgierskiej, w którym prezentuje swoje odbicie dom o kształcie statku lecz ten następny sięgający aż do al. Włókniarzy. Górny bieg rzeczki objeździłem wiele, wiele razy ba, pracowałem przez trzy lata tuż przy jej brzegu na pierwszych trzystu metrach jej nurtu (tak, pamiętam jak jeszcze przy Strykowskiej była w niej woda). Ale dawno nie jechałem przy jej dolnym biegu.

Skręcam w ulicę Liściastą. Tu już nie ma asfaltu a dziury przypominają te na Inflanckiej. Pod pierwszym mostkiem płynie Brzoza, prawy dopływ Sokołówki często z nią mylona. Zaraz za torami kolejowymi prowadzącymi do Zgierza po lewej stronie mijam duży staw. Ten pamiętam ale następny, przy ulicy Żabieniec? Nie, a przecież kiedyś chodziłem tą ulicą na praktyki do szkolnego gospodarstwa ogrodniczego. Liściasta troszeczkę oddala się od doliny Sokołówki ale już za Szczecińską ponownie ulica zbliża się do rzeki. Na chwilę wjeżdżam do Zgierza. Dziwne. Zgierz ma ulicę, do której wjechać i wyjechać może tylko z Łodzi. Ulica  to nazwa na wyrost. Chłop żywemu nie przepuści. Jak się orze pole to co za problem zaorać drogę? Błotna breja oblepia koła. Butem na chwilę muszę się podeprzeć w tym g..nie . But oblepia szara breja aż po wentylację. Nareszcie docieram do ulicy Sokołowskiej. Ona też ma swój zgierski epizod. Docieram nią do lasku. Pod mostkiem płynie znajoma rzeka. Za zakrętem wpłynie do niej lewy dopływ: Zimna Woda wraz z Aniołówką. Po kilkuset metrach jazdy numery domów, nazwy ulic zmieniają kolor. Jestem w Aleksandrowie a właściwie w Bróżycy.

Postanowiłem pojechać dalej na północ, do Grotnik. Mijam kolejny mostek. Tym razem płynie pod nim Bzura. Pod szosą Aleksandrów – Zgierz  Sokołówka wpada do Bzury ciągnąc za sobą ostatni prawobrzeżny dopływ, Wrzącą. Mam ochotę przejechać się lasami. W Grotnikach zatrzymuję się na chwilę przy zalewie na Lindzie. Odpoczynek? Nie, zagłębiam się w las. Im bliżej wschodniego brzegu lasu tym staje się on rzadszy. Kilkanaście kwater drzew wyciętych do zera wygląda smutno. Smutniej niż ruiny spalonego już prawie dwa lata temu zajazdu w Emilii, którego nikt nie może rozebrać. Jadę przez Białą do Szczawina. Pozostało mi jeszcze parę kilometrów przez Las Łagiewnicki. Na Wycieczkowej mijają mnie kolarze z numerami. Z tego co pamiętam to chyba jakiś rajd na orientację. Gdy w domu włączyłem telewizornię nad żółtym paskiem pokazywali warszawską zadymę zwaną „Marszem Niepodległości”

008

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...