13.08.2015

Lubię tędy jeździć na rowerze…

Lubię jechać krętymi ulicami Berlinka do Teresy i puścić się nią do Al. Włókniarzy. Lubię podjechać 11 listopada do Okulickiego. Tam jest pierwszy, łagodny podjazd. Tu mam do wyboru: skręcić w prawo do Zgierskiej (tam już kończy się krawężnikowo – kostkowa droga rowerowa) i do Zgierza mogę gnać dawną „jedynką”, której po wybudowaniu autostrady dołożyli z przodu cyfrę „dziewięć” lub skręcić w lewo i wzdłuż Lasu Okręglik, Sianokosami dojechać do granicy miasta. Tam, szeroka i niezbyt równa, zgierska ulica doprowadzi mnie do do ronda. Tuż za rondem znikają tiry a ja przekraczając po raz pierwszy Bzurę jadę lekko pod górkę. Mocno zaniedbana zabudowa doprowadza mnie do „71”. Zachodnia „obwodnica miasta”. Dla za wysokich, za ciężkich lub takich, którzy są za ciężcy dla „krokodyli” ważących auta na Al. Włókniarzy.

Można nią dojechać przez Arkansas i Kansas do Pabianic i Rzgowa. Tam szerokie pobocze poprowadzi nas do Piotrkowa „gierkówką” i starą szosą ale nie polecam. „71” jest za wąska na rower i dwa tiry i często kierowcy chcą się mną wytrzeć. Przynajmniej prawą burtę. Na obrzeżach Zgierza uciekam kłapiącym zębiskami chłodnic ciężarówkom na drogę do Grotnik. Wiecie, tej przez Jastrzębie. Zazwyczaj ruch jest niewielki, najczęściej osobowy no i mam fajną górkę za podwójnym zakrętem. Ja lubię!

Tam przed skrzyżowaniem jest jeden asfaltowy glut. Jeden jedyny. I nie wiedzieć czemu zawsze muszę na niego najechać! Magnes ma? Może. Zapomniałem, rower nie przyciąga. Skręcam w prawo i mam przed sobą długą prostą do przejazdu kolejowego. Tuż przed nim jest kapliczka. Kiedyś, w zamierzchłych czasach jechaliśmy na jakiś rajd. Szkoły wtedy jeździły więc było nas ze trzysta osób. W tych krzakach, obok kapliczki siedział milicjant (to taka starsza wersja policjanta bo był to rok… 1977, może ósmy). Przez krótkofalówkę nadawał kto się nie zatrzymał na „stopie” do radiowozu, warszawy (to taki samochód), która stała tam gdzie na łuku jest sklep spożywczy a dawniej był skup mleka. Milicjanci (w liczbie dwóch) wypisywali mandaty. Jeden stał i machał a drugi siedział przy rozkładanym stoliczku i pisał (umiał) mandaty. Chyba po dwadzieścia złotych.

A dalej mamy las i Grotniki. Las rozparcelował jakiś carski oficer, może generał, nie pamiętam, możecie sprawdzić w necie i tak powstało letnisko. Podobnie stało się z Kolumną i Sokolnikami i prawie z Arturówkiem i Łagiewnikami ale w ostatnim przypadku na szczęście (choć trudno tu mówić o szczęściu) wkroczyli Niemcy. Lubię Grotniki. Naprzeciw szkoły omijam główną drogę i jadę ulicą chyba Lipową (bo lipami obsadzona). Tam na zakręcie był kiedyś basen i co się z tym wiąże stało na poboczach masę samochodów. Basen (nie wiedzieć czemu się chyba rozleciał) jest zamknięty, ośrodek też więc prawie nie ma ruchu a pod kołami fajnie strzelają nasiona lipy. Ja lubię!

Główna szosa prowadzi przez las do Ozorkowa. Skaczę hopką wiaduktu (tu już lasu nie ma) nad autostradą (to ta dwójka) i przez dolinę Bzury (drugi raz) dojeżdżam do miasteczka. Jest tu stacja benzynowa na której jest dobry automat do kawy. Dziś tuż przed nią minął mnie błękitny Bentley. Kabriolet. Pasował mi do ubranka. Gdyby miał ekologiczną tapicerkę pewnie bym się skusił… . Tyle krowich skór na jedno auto! Zgroza! Espresso. Ja lubię!

Tu jest taka fajna obwodnica miasta. Fajna bo pusta. Jadę więc i po raz trzeci przecinam Bzurę. Przecinam też tory tramwajowe i pod górkę docieram do świateł. To skrzyżowanie z „91” a przede mną „708” Ją też lubię! Lubię za to, że jest porządnie zrobiona i nawet pobocza i rowy jak pokryły się roślinnością to już nie spływają. A, i jeszcze jedno. Odcinek do ronda w Warszewicach jest mało uczęszczany i jest kolejna górka.

Jak jest górka – musi być zjazd i jest. Do ronda bryka się z górki. Dalej ruch się zwiększa, ale nie na tyle by stanowiło to jakiś problem. Moszczenica ( Na dziś koniec Bzury – po prostu ją objadę), Wola Branicka i Stryków. Tak szybko? Fajnie! To lubię!

W czwartek jest tu rynek i spory ruch. Zwalniam. Samochody zaparkowane po obu stronach drogi, ludzie kręcący się na drodze, w końcu robi się pusto. Droga prowadzi do Brzezin. Ale nie, dziś nie pojadę do końca i nie jest to też dalszy ciąg „708”. To ta nieponumerowana  droga przez Sierżnię. Tam skręcę w prawo do Skoszew. Do Nowosolnej pozostała jedna hopka. Przed nią w Byszewach jest sklep. Rogalik i cola. Ja lubię!

Z ośmioramiennego skrzyżowania w Nowosolnej jadę na zachód. Troszeczkę bałaganu na poboczu bo chyba jakieś rury wymieniali, albo zakładali tuż obok jezdni mnie nie przeszkadza. Brzezińską zjeżdżam na Doły. Jeszcze tylko parę ulic parę kilometrów i jestem w domu. 85 kilometrów, trzy godzinki. To lubię. A foty? Fotek dzisiaj nie ma. Zapomniałem garmin’a i włączyłem endo w telefonie, które nie wiedzieć czemu wyłączyło mi się po czterech kilometrach. Zresztą co tu focić, wszystko w ruinie. A może jednak nie? Szkoda tylko, że to moja ostatnia wycieczka na tej trasie. W tym półwieczu.

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...