12.06.2016

K jak Konin, Kutno

Gdybym dzień wcześniej zajrzał na stronę chyba najbardziej popularnego portalu społecznościowego, prawdopodobnie K jak Konin zamieniłbym na 3 x Ł – czyli: Łowicz, Łęczyca, Łódź. Dawno nie jeździłem z Agnieszką i Maćkiem, którzy teraz śmigają zaopatrzeni w szosówki. Jakoś tak dzień wcześniej, przy okazji weryfikacji odznak do ręki wpadła mi mapa zamków w Polsce. Mam na niej zaznaczone wszystkie „zaliczone”zamki i nagle dostrzegłem niewielką „dziurę”.  Przy blisko dwustu odwiedzonych zamkach (często jedynie śladach, że istniały, a nawet jak w przypadku Damujowic – Zameczek całkowitego ich braku) do tej pory nie byłem w Koninie! A to przecież z Łodzi trasa do ogarnięcia w kilka godzin! I tak, w sobotę (11 czerwca) pomimo porannego chłodu, ruszyłem z narażeniem życia (pozdrowienia dla kierowcy tir-a wymuszającego pierwszeństwo na Aleksandrowskiej) na zachód.

Do Poddębic, czyli do 9.30 było na tyle chłodno, że jechałem w dodatkowej wiatrochronnej kamizelce. Dopiero na rynku w Poddębicach schowałem ją do worka. Batonik? Jak najbardziej! Przecież za mną trzydzieści parę kilometrów i trzeba uzupełnić zapas kalorii.

20160611_093133Następny niewielki przystanek zaplanowałem w Uniejowie. Tamtejsze termy stają się coraz bardziej popularne i warciańskie łąki, przez które prowadzi droga do zamku stają się coraz bardziej zabudowane wszelkiego rodzaju namiotami służącymi do przepompowywania pieniędzy z kieszeni do kieszeni. Moja pięciozłotówka zmienia się w kubeczek naprawdę dobrego espresso. Jadę dalej. Z daleka widać odcięcie asfaltu. Mijam granicę województwa. Na obrzeżach Wielkopolski niespecjalnie dbają o drogi. Walec łatający drogę był chyba prostopadłościanem. Kilkanaście kilometrów przed Turkiem znak zakazuje mi jazdy asfaltem. Ktoś kiedyś dostał trochę unijnej kasy i zachłyśnięty tym bogactwem postanowił u(nie)szczęśliwić kolarzy drogą rowerową z frezowanej kostki. Koossttkkaa byyłłaa źźllee ułłooożżona więc pooffaalowwaałłaa się nieznośnie i widać , że mało kto nią jeździ bo powoli pochłania ją dżungla chwastów.

20160611_110606Spodziewałem się, że jadąc obwodnicą Turka ominę tego typu niespodzianki. Błąd. Kostka brukowa ciągnie się wzdłuż drogi, oczywiście co jakiś czas pojawiają się wysokie krawężniki i znaki „koniec drogi rowerowej”, „początek…”. O falach przy wyjazdach z posesji nie wspomnę. Na szczęście w stronę Tuliszkowa droga rowerowa jest po przeciwnej stronie szosy. Niech mi tylko ktoś, coś powie.

O królewskim zamku w Koninie wiem tyle, że zbudowany był na skarpie obok koryta Warty, że po szwedzkim potopie została kupa gruzu, że już tych gruzów nie poukładano ponownie w mury i w XIX wieku radośnie rozkradziono resztki. To tyle, ale może ktoś ma więcej informacji? Chętnie wysłucham. To nie wszystko. W Koninie jest jeszcze jeden zamek, rycerski. Ten stoi po dziś dzień na brzegu Jeziora Gosławskiego otoczony przez kominy elektrowni i hutę aluminium.

20160611_133855Zdjęć za karę (dla zamku i siedziby muzeum nie zamieszczam). Byłem kilkanaście minut przed 14.00. Portier oświadczył mi, że muzeum pracuje tylko do 14.00 i teraz to już nikogo nie ma. Ale mogę się przejść po ogrodzie. Zdzieram więc zelówki wokół spichlerza, słucham plusku fal tuż za ogrodzeniem, dochodzę do zamku. Przypomina mi Sieraków. Troszeczkę. Wracam blisko dziesięć kilometrów do centrum Konina. Dworzec. Pojadę sobie pociągiem do Kutna a stamtąd na pewno będę miał ŁKA do Łodzi. Na liczniku mam 130 kilometrów. Na dziś wystarczy.

20160611_155225Pociąg jedzie czterdzieści minut i 0 16.18 jestem w kolejnym mieście na K. Rozkład jazdy, jest! Za pół godziny mam Regio do Łodzi. Idę do kasy. Jest, ale nie w sobotę! ŁKA odjeżdża z Kutna do Łodzi o 18.50. Wsiadam na rower. Do domu mam niecałe sześćdziesiąt kilometrów. Jakiś sklepik? Muszę coś zjeść zapychającego bo batoniki nie wystarczą. Moim łupem padają bułki z makiem i z serem. Jadę i przeżuwam. No, po takiej jednej bule żołądek jest już pełny, druga zostanie do domciu na śniadanie. Nawet się nie spostrzegłem, jak droga szybko minęła. Z daleka widzę wieżę zamku w Łęczycy. Jadę dalej. W oddali słyszę gwizd pociągu. Niespiesznie wyprzedza mnie pośpieszny do Katowic ( 17 z minutami, ale byłby problem z rowerkiem). Jeszcze tylko Ozorków i Zgierz. Na granicy Łodzi spojrzałem na zegarek. 18.50. Właśnie rusza ŁKA z Kutna. Domek, szybciutki prysznic i już lecę do Kalinki. Mojej kochanej! Myślicie, że za pomocą nóg? A od czego mam łódzkiego mieszczucha?

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...