03.09.2016

Mam na imię Steps. Shimano Steps. część 2

–  Gdy otworzyłeś karton, trochę się zdziwiłem. Prawie łysy facet pewnie już po pięćdziesiątce, z nożem w ręku i z lekkim przerażeniem w oczach patrzy na mnie usiłując wyciągnąć z pudła moją dość ciężką ramę.

–  Miałem podobne wrażenie. Otwieram to cholernie ciężkie pudło, a w nim stoisz Ty, owinięty w bąbelkową folię. Pomyślałem, mam jechać na „damce”? No i pierwsze co zauważyłem to, że nie masz koszyczka na bidon, że jesteś jakimś „mieszczuchem”, na którym mam jechać w Polskę i to na dwa tygodnie, z Włochami, którzy przyjadą na szosówkach z zamontowanymi tymczasowo bagażniczkami na lekkie sakwy.

– Pamiętam, jak napociłeś się wyciągając mnie z kartonu i zacząłeś szukać kluczyka do akumulatora. Aż zadrżałem ze śmiechu, przecież to było takie proste.

– Proste dla ciebie. Nie miałem instrukcji obsługi i dopiero w internecie przeczytałem, że aby odpiąć baterię, muszę zamknąć blokadę tylnego koła i dopiero wtedy kluczyk da się wyjąć z zamka, a następnie otworzyć zamknięcie akumulatora. Teraz wiem, że to proste i sprytne rozwiązanie: koło zablokowane, bateria do ręki, kluczyk do kieszeni i rower praktycznie jest bezwartościowy dla potencjalnego złodzieja, ale wtedy?

– Wtedy wsiadłeś na mnie, ale najpierw zmieniłeś kanapę, którą ci dali i szosowe pedały na, wąskie siodełko i pedały SPD, a swoją drogą, skąd miałeś sandały z blokami? Zauważyłem na nich napis Shimano.

– Kupiłem kilka lat temu w Szwajcarii. W Polsce są bardzo rzadkie.

– Istotnie. Pierwszy raz takie widziałem, no i pojechaliśmy!

– Tak, przejechać się do Kalinki, drogą, którą często pokonuję na rowerze miejskim, leciutko pod górkę i wiesz co, okazało się, że bardzo lekko się na Tobie jedzie! Dopiero pod jej wieżowcem zauważyłem, że jadę bez wspomagania. Na ekranie wyświetlało się „off” i dopiero później, gdy dowiedziałem się, że jest u fryzjera, włączyłem tryb „eko”. Ale fajnie przyspieszyłeś!

– Jak już później się zorientowałeś mam jeszcze tryb „norm” i „height” tam jeszcze zwiększam wspomaganie Twojej jazdy, a wracając do Kalinki, pamiętam jej minę i słowa: Na tym chcesz jechać? Gdybym umiał, to bym ją kopnął prądem, ale jak zauważyłeś podczas naszej jazdy, nie potrafię!

– Zgadza się! Czekałem na deszcz. A siąpiło całą środę i czwartek no i po wyjeździe od Adama z Kętrzyna, ale wtedy to nie siąpiło, lało i to ostro, aż Terry zmarzła i postanowiliśmy skrócić jazdę i po 66 kilometrach moknięcia zatrzymaliśmy się w Orzyszu. I nawet w pewnym momencie dotknąłem językiem do kierownicy. Myślałem, że poczuję lekkie łaskotanie a tu nic!

– Bo jestem odporny na taka pogodę i dobrze zabezpieczony. Nawet wtedy gdy płynęliśmy Kanałem Elbląskim i stałem z Włochami na pokładzie po mnie spływało jak po kaczce, nawet łańcuch miałem zabezpieczony, a ich trzeba było smarować.

– Nie raz mnie zaskoczyłeś. Jak już założyłem Ci sakwy na zintegrowany z ramą bagażnik, a miałem w nich około 18 kilogramów nadal jechałeś bardzo lekko. No i ten Twój sposób zmieniania przełożeń. Dobrze to wymyślili. Pamiętasz, dojechaliśmy do świateł i skręcaliśmy w lewo, pod górkę. Po zatrzymaniu zrobiłeś „pik” i na ekranie pojawiła się redukcja do „2”. Ruszyliśmy na trybie „eko”, później „trójka” i „czwórka”. To jest mistrzostwo świata! Samochody nie robiły tego szybciej! No i to, że nie obciążasz nadmiernie moich mięśni. W ubiegłym roku zrobiłem krzywdę mojemu lewemu Achillesowi przez twardą jazdę na zimnej nodze.

– Fajnie, że Ci się to spodobało, robiłeś to później bardzo często gdy przejeżdżaliśmy przez miasta, na światłach, po bruku. A jak ocenisz moją baterię?

– Technicznie nie wiem. Nie znam Twoich właściwości. Ale z praktyki, pamiętasz ten dzień, kiedy jechaliśmy do Biskupina? 132 kilometry, przeciwny wiatr i sporo ondulacji*. jak test, to test jechałem cały czas w trybie „eko” i po dojechaniu na miejsce miałeś jeszcze dwie z pięciu kresek na wyświetlaczu. A tak w ogóle, Twoi „tatusiowie” zadbali o oszczędność baterii. Gdy przekraczaliśmy 26 kilometrów na godzinę na Twoim komputerze, mój pokazywał 27,5 a zapis mojego jest z satelitów więc mu wierzę, wyłączałeś wspomaganie. Stwierdzałeś, że skoro jadę z taką prędkością to już nie potrzebuję wspomagania? Co prawda gdy prędkość oscylowała w granicach 25,5 – 26,2 załączałeś wspomaganie, ale wtedy wolałem przestawić komputer w tryb „off” bo dźwięk silnika przypominał ten, jaki wydawały skrzynie biegów w Fiatach 126 gdy brakowało im oleju! Głośne „Auuu”, „Auuu”. Chyba, gdy kiedyś zamiast na „off”, „przestawiłem na „norm” brzmiało to ciszej.

– Cieszę się, że to Ci się spodobało. Słyszałem, że wiele osób nie zauważało, że jestem e-rowerem. Bateria zasłonięta sakwami, i trochę powiększony suport no i te sterujące bezprzewodowo manetki mogły mnie zdradzić. A, zapomniałem, zostawiłeś z tyłu tą tabliczkę „Rower Testowy”

– Tak w ogóle to jak nie słyszałeś, zadzwoniłem do Shimano po świątecznym, długim weekendzie i dowiedziałem się, co muszę o Tobie wiedzieć więcej. Mn. o tym psikusie, który mi zrobiłeś w Reszlu. Pamiętasz?

– Mówisz o błędzie na wyświetlaczu komputera, wiedziałeś o tym?

– Tak! Już wiem, że najpierw trzeba włączyć zasilanie a później kręcić pedałami. Jak kręcisz i włączysz podczas kręcenia zaświeci się znak ostrzegawczy i chyba napis „F14”, trzeba się zatrzymać, wyłączyć, ponownie włączyć i wszystko jest w porządku.

– Nic się nie da ukryć przed Tobą!

– No przecież zrobiliśmy razem 1230 kilometrów, musiałem Cie poznać. Na dobre i na złe!

– No i co?

– No i to, że nie na darmo podjechałem do nowego salonu Lexusa w Łodzi zrobić sobie zdjęcie z Tobą na tle japońskich luksusowych aut. Przez dwa tygodnie szukałem jakichkolwiek wad w Twojej budowie i oprócz wspomnianego braku koszyczka do bidonu nie znalazłem żadnej! A pamiętaj, że dzięki Tobie, Włosi nie dawali mi ani jednej zmiany i ten cały dwutygodniowy dystans jechaliśmy na czele. I co jeszcze sobie w Tobie cenię, to to, że Twoja pomoc nie była taka ordynarna i nachalna. Jak jechałem pod górkę, pod wiatr to czułem, że moje mięśnie pracują normalnie. Tak jakbym jechał, na którymś z moich rowerów, poznałeś je prawda? Mięśnie się grzały a różnica była taka, że jechaliśmy o niebo szybciej. Pamiętasz na podjazdach co chwilę odwracałem się: Terry jest, Terry jest, Terry jest, Terry nie ma! Jest za nami 30 metrów! I to przy Twojej wadze i moim bagażu! I za to Ci dziękuję!

– Dobrze Piotr, zaklej już to pudło, bo zaraz się zaczerwienię i jakaś kropelka mi spłynie spod komputera! A propos kropelki i komputera, dobrze, że zauważyłeś w Kolnie to leciuteńkie zaparowanie. Było widoczne tylko pod pewnym kątem. To efekt tej całodziennej jazdy w deszczu, no a na drugi dzień było słońce i ciepełko. No i na ekranie nic się nie działo prawda? No, zaklejaj już to pudło, raz, raz!

Na drugi dzień kurier podjechał po karton z napisem Shimano. Być może, jeszcze kiedyś się spotkamy. Może na dłużej? Mnie na pewno jazda na Steps’ie zrobiła dużą przyjemność.

______________

* ondulacja, czyli zmarszczki lub jak kto woli górki i dołki. Dużo ich pokonywaliśmy jadąc przez Warmię. Fajne fotki wychodziły ze szczytów. jak Terry i Vince podjeżdżali na szosówkach za nami.

20160829_131613

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...