05.08.2018

Gorący lipiec, gorący sierpień.

To chyba było w ubiegłym tygodniu gdy gorący lipiec na jeden czy może dwa dni popłakał troszkę krótkotrwałym deszczem przerywając ponad miesięczna suszę. Po nim nastąpił równie gorący sierpień. Dzień w dzień temperatura zbliża się do trzydziestki na skali termometrów, spadając w nocy do osiemnastu – dwudziestu. Gdy wczoraj, jeszcze przed świtem ruszałem rowerem na kilka godzin do pracy, było jeszcze przez chwilę w miarę rześko. Lecz po czterech godzinach (o dziesiątej!) gdyby nie lekki wiaterek z zachodu, powietrze można by kroić nożem.

Ludzie spragnieni morza stali w kilkukilometrowym korku, po to, by dojechać do parkingu przy jedynej w okolicy piaszczystej plaży w West Wittering. Podobnie było przy wjeździe do Portsmouth. Co prawda plaża w Southsea jest kamienista, ale położona praktycznie przy samym bulwarze. Na szczęście wschodni wjazd na wyspę posiada drogę rowerową, dzięki temu w gorący dzień nie trzeba przeciskać się w korku między samochodami i jest się od nich o wiele szybciej. Tak więc w sobotę po przejechaniu prawie osiemdziesięciu kilometrów moje kolarskie ciuchy można było wykręcać.

Gdzie więc pojechać w niedzielę? Po pierwsze do sklepu po nowe spodenki kolarskie, bowiem stare, niestety, nieco się już zużyły. Pod niedawno otwartym, pachnącym świeżością sklepem pewnej znanej, francuskiej firmy musiałem kilka minut poczekać na otwarcie. Tak, tak. Tu nikt nie zwariował i sklepy są czynne w niedzielę. Najczęściej od 10 do 16. Z parkingu przed sklepem widać doskonale białe klify. Nie tylko Dover z nich słynie, w Portsmouth też są!

Po wyjściu z klimatyzowanego wnętrza sklepu, dał znać o sobie gorący sierpień. Gdzie jechać w ten upał? Na pewno nie w głąb lądu, nad wodę? No dobrze, tylko na momencik może potrenować wspinaczkę, co? Nowy, bardziej stromy podjazd odkryłem niedawno. Trzeba tu mocno spiąć pośladki by wtoczyć się na grzędę biegnącej górą drogi.

Ale zaprawdę powiadam Wam, umiłowani w Rowerach, warto. Co prawda pot zalewa mi oczy, gorący lipiec i sierpień wypaliły tutejszą łąkę,ale z tego miejsca jest najlepszy widok na całą Portsea Island, od zatoki Langstone, po zatokę Portsmouth a w oddali widać wzgórza sąsiedniej Isle of Wight. Ale chwileczkę, rzućmy jeszcze okiem na drugą stronę Portsdown Hill. Proszę, mieszkam tu od piętnastu miesięcy a nigdy nie zaglądałem co mam za plecami.

No proszę, następny pas wzniesień! Najczęściej dojeżdżam do nich od zachodniej strony. Przypominają trochę Bieszczady. Gdyby postawić trochę obskurnych reklam i obwiesić płoty bannerami, było by całkiem swojsko. Ze wzniesienia droga kieruje mnie do Havant. Muszę się pomimo sporej prędkości jeszcze raz zatrzymać. Skoro wziąłem „normalny” aparat – trzeba to wykorzystać. Widoczne w oddali wzniesienie znajduje się nieopodal Chichester, jakieś osiemnaście kilometrów stąd.

Och, jaka szkoda, że przeciąłem na pół podjeżdżającego kolarza. Zauważyłem go gdy zrobiłem zdjęcie! Pozdrawiamy się, bo jak na całym chyba świecie baranki pozdrawiają baranki, trekingi – trekingi itd. Uffff! Sfrunąłem w uliczki Havant. Gorący powiew nagrzanego miasteczka. Na szczęście przejazd kolejowy po chwili jest otwarty a ja, znanymi już drogami wyjeżdżam w stronę Emsworth. Zanim opuszczę „moje” hrabstwo objeżdżam zatoczkę. To tu, dzięki spiętrzeniu (można przejść groblą) nie wycieka do suchej o tej porze zatoki woda z niewielkiej rzeczki Ems.

Przy wyjeździe z miasta, już w West Sussex, zatrzymuję się przy lokalnym browarze na „małe co nie co”. Podkreślam, małe! Pinta przy tym upale zwaliła by mnie chyba z nóg. Chcę się dostać na kolejną z wysp położonych wzdłuż angielskiego wybrzeża. Na Thorney Island prowadzi jedyna droga. Oglądałem wcześniej mapę w sieci. Wygląda na to, że jest tam dość duża wieś. Tak sądzę przypominając sobie wygląd siatki ulic. Zbliżam się do kanału oddzielającego wyspę od stałego lądu. Koniec jazdy! Ta sieć ulic to jednostka wojskowa, a wjazdu na wyspę pilnują wartownicy i szlabany! Nawet nie robię fotki wyrzutniom rakiet ustawionym tuż przy wjeździe. Lubię mieć swój aparat! Telefony też!

Wracam boczną drogą przez malowniczą wieś, do szosy, którą czasami jeżdżę rowerem do pracy. Jechać jeszcze dalej, w prawo? Skręcam w lewo. Upał daje się we znaki. Gorący lipiec, gorący sierpień. Tylko koniom jakoś to nie przeszkadza. Woooooody!

 

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...