20.08.2018

Dookoła Hampshire. Etap 1.

Potrzebuję wyzwań, jakiś celów. Po tygodniu pracy czasem po prostu mi się nie chce wsiadać na rower. Na początku, gdy pracowałem w systemie dwunastogodzinnym, z dojazdem do pracy ok. 14 godzin, po czterech dniach pracy, miałem cztery dni wolnego. Teraz pracuję pięć dni w tygodniu, po osiem, plus godzina na przerwy, plus dojazd, w sumie prawie 11 godzin i po pięciu dniach tylko dwa wolne. Trzeba się ogarnąć: wyprać, posprzątać, zrobić zakupy… . To wszystko pochłania sporo czasu, do tego moja raczkująca firma i czasem jakieś weekendowe zlecenia – naprawdę czasu nie pozostaje zbyt wiele. Czasem pozwalam sobie na rowerowy przejazd do pracy. Rano i po południu. W sumie prawie 70 kilometrów. Niewiele.

I tak narodził się pomysł na wyzwanie: objechać miasto, wyspę, hrabstwo a z czasem, może całą dużą wyspę… . Miasto – wyspę objechałem wiele razy, Ot, z nudów czasem, bo pogoda nie taka, bo te dwie godzinki zawsze się jakoś wykroi. Na większą wyspę, położoną tuż obok, godzinkę promem, wybieram się od roku. Bo to przedsięwzięcie na dwa dni i zawsze „coś” wyskoczy. Może więc hrabstwo? Hampshire jest dość duże, w razie czego dobrze skomunikowane, więc czemu nie? I z takim zamiarem ruszyłem wczoraj w pochmurny, mglisty poranek z „mojej” Portsea, na wielokrotnie odwiedzaną Hayling Island, by skończyć niedaleko, na 46 kilometrze w Emsworth. Granicznym miasteczku. Tuż za nim leży West Sussex.

Zaczynał się odpływ i część zatoki Langstone pokazywała swoje dno. W Havant, mostem przeprawiłem się na Hayling Island i jadąc wzdłuż zachodniego jej brzegu, szlakiem wytyczonym w miejscu dawnego torowiska kolejowego dotarłem na brzeg Kanału Angielskiego.

Ta zachodnia część wyspy jest o wiele mniej zurbanizowana. Południe to plaża i liczne hoteliki, domy opieki i rezydencje tych, których stać na letni dom i jacht zacumowany w jednej z wielu marin opływającej od wschodu zatoki Chichester.

Na zachodzie, na szlaku można oprócz rowerzystów, spotkać miłośników koni czy też pieszych spacerów z psami.

Stajni jest tu sporo. A spotkanie grupy jeźdźców na ulicy w miasteczku, to coś normalnego. Nasila się mocny, zachodni wiatr. Od czasu do czasu spadają drobniutkie, ledwie zauważalne krople deszczu, takie, co to nawet asfaltu nie zmoczą.

Zawsze gdy przyjeżdżam na wyspę, zatrzymuję się przy kościele pod wezwaniem mojego imiennika (wiecie jaki jest mój stosunek do religii wszelakich). Dziś, przycupnąłem na chwilkę na ławeczce tuż obok grobu córki przedostatniego cara Rosji (pisałem już o tym w ubiegłym roku). Przypomnę jedynie, że księżniczka Katarzyna, zmarła w jednym z tutejszych domów opieki w grudniu 1959 roku.

W oddali słychać i widać  już przeprawę na „stały ląd. Po raz pierwszy zjeżdżam z mostu w prawo, na wschód, w jedną z uliczek, która kończy się brzegiem zatoki. Po utwardzonym dnie jeżdżą tędy (przy odpływie) mieszkańcy starego młyna wodnego i jednego z domostw położonych tuż za knajpką. Ten stary młyn z przypominająca latarnię morską wieżą, wybudowany w XVIII wieku miał podwójny napęd: wodny i wiatrowy. Pracował aż do 1937 roku a jego charakterystyczny wygląd spowodował, że jest umieszczany często w turystycznych folderach jako jedna z atrakcji. Tuż za nim, spiętrzona po dziś dzień woda, stworzyła niewielkie stawy zamieszkane przez liczne ptactwo.

Oprócz łabędzi i kaczek, miejsce upodobały sobie (chyba) perkozy. Ponieważ dalej szlak staje się typowo pieszą ścieżką, wracam do ulicy, delektując się widokiem wiekowych kamieniczek.

Dużo tutejszych domów krytych jest trzcinowa strzechą. Wygląda to ładnie i na pewno jest ciepłe zimą i chłodzi wnętrza domów latem. Niedaleko stąd zaczyna się szlak rowerowy, który doprowadził mnie do szosy A 259. To ta, którą czasami jeżdżę do pracy rowerem. Łączy Havant z Chichester, a ostatnim miasteczkiem leżącym w granicach hrabstwa Hampshire jest Emsworth. Tu też postanawiam wsiąść w pociąg, który zawiezie mnie do Portsmouth. Poniewaz do odjazdu pozostała mi prawie godzina, wpadam na chwilę do rezerwatu Brook Meadow i do samego, urokliwego miasteczka.

Jazda pociągiem trwała około dwudziestu minut. W sam raz, by po powrocie do domu wykąpać się, wypić kawę i zjeść obiad. Po porcji placków ziemniaczanych postanowiłem zgubić nadmiar kalorii. Gdy dochodziłem do plaży, na tle Isle of Wight zamajaczył cień olbrzymiego statku. Właśnie zdążyłem na moment, gdy drogą wodną wychodziła z portu Queen Mery 2. Ale to temat na inną opowieść.

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...