05.08.2021

Południowe wybrzeże.

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ruszają promy do Francji, Hiszpanii, Portugalii oraz na Jersey i Guernsey cumuje parkująca tu od niedawna Szkarłatna Lady, nowy projekt Charles’a Branson’a, wycieczkowiec nowej konstrukcji, mieszczący się w naszym porcie, do którego wpływają statki o długości niecałych 300 metrów. Niestety wycieczkowiec pływa obecnie na „zachody słońca” a o jego burty rozbijają się  z radosnym pluskiem fale północnego Atlantyku.

Tak więc objechaliśmy Portsea od zachodu i tuż za mostem oddzielającym nas od stałego lądu popedałowaliśmy do zamku w Portchester. O samej budowli pisałem Wam, umiłowani w rowerach, już nie raz a dziś wspomnę tylko, że stoi i czuje się świetnie a na murach opasających zamek, nie ma śladu wilgoci. No cóż, budowali je jeszcze Rzymianie…

 

Droga z Fareham do Gosport, przynajmniej ta rowerowa, prowadzi niekoniecznie wzdłuż ruchliwej szosy. Początkowo prowadziłem ja, później pałeczkę przejął Kacper, wszak to jego teren a dzięki temu poznałem nieznane mi zakamarki miasta. Dzięki niemu dość szybko znaleźliśmy się na brzegu cieśniny Solent oddzielającej nas od Isle of White.

Przerwa na „małe co nie co” (chłopaki, nie wiedzieć czemu, jadą na głodniaka) i ruszamy, przez Lee-on-the-Solent do rezerwatu ujścia rzeki Meon wybrzeżem, a dalej początkowo betonową, później szutrową drogą, groblami obok stawów, przez kiwające się na wietrze łany kukurydzy, do asfaltowej drogi prowadzącej prosto do Warsash.

I właściwie stąd, w pierwotnym zamiarze mieliśmy wrócić do Portsmouth jednak Czesiek rzucił pomysł: „A gdyby tak do Southampton?” Po chwili siedzieliśmy na malutkim promie, który przeprawił nas na drugi brzeg rzeki Hamble.

Przyznam się Wam, że byłem tu po raz pierwszy. Jeśli nawet jeździłem rowerem do So’ton, to z reguły była to A ileś-tam. Tu korzystaliśmy ze szlaku rowerowego prowadzącego przez  Royal Victoria Country Park tuż nad brzegiem cieśniny na tyle głębokiej, że korzystają z niej największe na świecie statki w drodze do portu, z którego ponad wiek temu wypłynął w swój pierwszy i zarazem ostatni rejs Titanic.

Ulicami Woolston dotarliśmy do mostu nad rzeką Itchen (tego płatnego dla aut) i właśnie w połowie przeprawy dopadł nas deszcz. Rzęsisty, upierdliwy, składający się z drobnych kropelek i zapowiadający się na co najmniej kilka godzin. Nie było innego wyjścia: wzdłuż portu pojechaliśmy rozbryzgując kałuże w stronę dworca. Pociąg do Portsmouth mieliśmy po kwadransie.

 

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Oj, jakoś ciężko i pechowo zbieraliśmy się do radosnego przebierania odnóżami po sąsiedniej wyspie. W myśl porzekadła: do trzech razy sztuka, bowiem po raz pierwszy wycieczka zaplanowana była na środowe przedpołudnie, na parking nie przyjechał nikt oprócz piszącego te słowa. ...