17.09.2011

Drogi, ścieżki, szlaki.

Kilka dni przed wyjazdem nad morze rozpisywałem w terenie trasę jednego z etapów przyszłorocznego zlotu. Słowo „rozpisywałem” biorę tu w cudzysłów, bowiem pozostają mi stare skojarzenia, a technika idzie do przodu. Kiedyś musiałbym zatrzymywać się przy każdym newralgicznym punkcie, wyciągać kartkę i coś do pisania. Teraz wystarczy rzut oka na licznik i kilka słów do telefonu, który zapisze moje uwagi by potem w domu, przy kawce usiąść do komputera i nanieść to wszystko na mapę. Podobno tylko krowy zdania nie zmieniają i przyznam Wam się, że coraz częściej zaczynam myśleć o zakupie rowerowej nawigacji. Wiem, wiem. Szelest papieru ma w sobie niepowtarzalny czar. Te przetarcia w miejscach gdzie się mapa składa (najczęściej nie tak jak byśmy chcieli), krople wody tworzące na papierze dodatkowy wymiar (bo akurat na jakimś nieznanym nam rozwidleniu zaczęło padać), to cała historia i czasem patrząc na taką sfatygowaną mapę przed oczami jak po naciśnięciu guzika odtwarza się przejechana kilka dni, miesięcy czy lat temu trasa. A drzewa? One też uczestniczą w produkcji papierowych wersji map. Z samej makulatury podobno można zrobić papier toaletowy a przecież często jadąc gdzieś pod wiatr wypatrujemy zielonych plam na mapie. Czy te plamy mają być coraz mniejsze?

Z takimi przemyśleniami, z nawigacją (samochodową) pojechaliśmy na dawno, dawno temu zaplanowany, kilkudniowy wypad nad morze. Tam też KMK po prawie dwuletniej przerwie (operacje nadgarstków) wsiadła na swoją „Stellinę” by rozjeździć się trochę na plażach i po lasach naszego kochanego Lubiatowa. Tu jak dawniej tuż po sezonie plaże są puste i szerokie a jeśli spotkasz na dwustu czy trzystu-metrowym odcinku plaży więcej niż dwadzieścia osób, to znaczy że jest tłok.
Ja, jak to skowronki mają w zwyczaju wyjeżdżałem raniutko na jakąś dłuższą trasę tak by od wczesnego popołudnia cieszyć się z bycia razem. Na jednej z takich tras trafiłem do Lęborka, z którego wracałem drogą w kierunku Łeby. Tam, na odcinku do Wicka ktoś postanowił wybudować „drogę” rowerową. Ktoś inny ją zaprojektował i chyba ani jeden, ani drugi nigdy nie siedzieli na rowerowym siodełku. Droga (czerwona oczywiście) budowana jest bowiem z kostki tym razem gładkiej, bez frezów, przypominającej cegły. Otóż cegły owe układane są (w momencie gdy drogowcy mają przerwę od palenia, gadania i podtrzymywania łopat) na podkładzie, który przypomina gruz rozbiórkowy i czymś ciemnym, ubitym. Całość mają związywać krawężniki, jednak w miejscu, w którym się zatrzymałem, droga już zdążyła się rozleźć na boki. Z takich samych, szarych cegiełek budowano wyjazdy z pól. Chyba po jednym z nich przejechała ciężarówka bowiem pojawiły się na nim momentalnie koleiny świadczące o bylejakości tej inwestycji. Podobno budowanie tego typu dróg ma ułatwić poruszanie się rowerzystom. Więc odpowiedzcie mi na pytanie, co to za ułatwienie, skoro droga dla rowerów opada stromizna na dno by wznieść się nad poziom jezdni, którą poruszam się ja i samochody? Ja wjeżdżam po pochyłości rzędu 4-5%, na przyszłej drodze, którą niestety będą zmuszeni poruszać się rowerzyści tak „na oko” 7%. Już widzę miejscowych ludzi z zakupami, dzieci, osoby starsze jak zsiadają i podprowadzają rowery pod górę, a między nimi lawirują turyści zmierzający nad lub z nad morza. Podobnych bubli jest wiele. Ostatnio widziałem gdzieś w Wielkopolsce kilkunasto kilometrowy odcinek dla rowerzystów zarastający trawą. Niepotrzebny? Nie! Wykonany z frezowanej kostki, po której jazda przypomina poruszanie się po bruku. Kilku sakwiarzy poruszało się po szosie ignorując znaki i ja robię dokładnie tak samo. Może min. Grabarczyk, który na facebooku twierdził, że mnie zna (potwierdziłem, może) odpowie mi na to pytanie, kiedy drogowcy, samorządowcy, czy inni odpowiedzialni za budowę dróg rowerowych przestaną tworzyć buble?

Oddzielną sprawę stanowią szlaki. Wyznaczane najczęściej przez gminy. Ja akurat w Lubiatowie, a właściwie w całej gminie Choczewo znam wszystkie drogi, którymi można się poruszać na rowerze. Ale, jeżeli ktoś nie znający miejscowych realiów trafi na niebieski szlak prowadzący nad morze, stwierdzi, że tego typu znakowanie wykonuje się tylko dla poprawienia sobie statystyki: Mamy Szlaki! Bo jaki jest sens wyznaczania drogi dla rowerów przez młodnik, przez który prowadzi droga z piasku identycznego jak na plaży? Pisałem kiedyś do gminy w tej sprawie, ale odpowiedź była wymijająca.

I na koniec moich dzisiejszych wywodów, miasto moje a w nim… droga wzdłuż Al. Włókniarzy. Od jej otwarcia minęło wiele czasu. Opisywałem ją na blogu, opisywał Konrad Dudek z „Expressu” po naszym wspólnym po niej objeździe. I co? I nic! Tory tramwajowe przy Legionów jak wystawały, tak wystają a kierowcy jak nie uważali tak nie uważają. Niedawno pisałem o wielokrotnym wymuszaniu pierwszeństwa na rowerzystach. Jak do tej pory udawało mi się unikać spotkań z „braćmi większymi”. Aż do czwartku. Tego dnia właśnie miałem bliższy kontakt z Dacią Logan Kombi, a właściwie z jej zderzakiem i maską. Facet (nawet nie wyszedł) usiłował iść ze mną na czołowe. Duży może więcej więc chciał wymusić na mnie pierwszeństwo skręcając w ul. 1 Maja. Na szczęście zarówno on, jak i ja mieliśmy dobre hamulce. Rowerowi nic się nie stało. Mnie, skoro o tym pisze tez nie. Na aucie pozostała pamiątka po moim bucie i kierownicy. Być może facet będzie miał nauczkę na przyszłość. A przy okazji, przepraszam kolegę bike’ra, któremu przy Andrzeja zajechałem drogę. Sorry wielkie, ale na tych kilkuset metrach nie zdążyłem ochłonąć po przygodzie.

Ciemno, jeszcze nie zapalono światła…

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...