08.12.2013

Dolina Sokołówki

Szczęście sprzyja rowerzystom. Po kilku dniach huraganu, który przez media został, nie wiedzieć czemu nazwany orkanem niedzielny poranek przywitał nas bezchmurnym (czyt. słonecznym) niebem. Jak wiadomo w grudniu bezchmurne niebo oznacza spadek temperatury o kilka kresek poniżej zera lecz nam to specjalnie nie przeszkadzało.  Było nas mimo tak pięknej pogody tylko trzech a to za sprawą małego nieporozumienia: Gosia i Marek z Zielonej Łodzi stanęli ze znajomym „żaglem: na jednym krańcu parkingu potocznie zwanego kaloryferem, tuz przy miejscu do grillowania, natomiast ja z przyzwyczajenia tuż przy studzienkach. Słońce sprawiło, że zbytnio się nie rozglądałem po parkingu i „znak firmowy” organizacji dostrzegłem dopiero po… telefonie Gosi.

Tu też, na miejscu zbiorek do wycieczek na północ od miasta udało mi się na samym starcie zaliczyć efektowną wywrotkę na lodowej muldzie (jakoś dziwnie mi się pisze bez pomocy bolącego mnie lewego kciuka), ale rowerkowi na szczęście nic się nie stało! Jak już wspomniałem było nas trzech: Piotrek, Piotrek i Piotrek i w takim też składzie ruszyliśmy na górkę śmieciową czyli Rogowską Górę, z której rozciąga się (szczególnie zima, gdy nie ma liści) bardzo ładna panorama niemal całego miasta.

Po zjeździe ruszyliśmy w stronę doliny, którą płynęła kiedyś Sokołówka. Na tym odcinku woda płynie tylko wtedy gdy są roztopy czy jakaś większa ulewa. Dawniej bywało, że zapełniała się jeszcze wtedy, gdy ktoś nielegalnie wypuszczał ścieki z szamba (obecnie okolica jest skanalizowana). O tym, że woda tu bywa świadczą zbiorniki retencyjne zbudowane między ulicą Wycieczkową a Centralną i właśnie do tej drugiej skierowaliśmy nasze rowerki. Tuz przy niej Sokołówka znika w podziemnym kanale by pokazać się ponownie w okolicy Stawu Wasiaka, następnej budowli retencyjnej oddanej do użytku (z tego co pamiętam) w ubiegłym roku.

Naszym kolejnym celem był Park im. Adama Mickiewicza przez prawie wszystkich zwany parkiem julianowskim. Niestety wykonawca granitowej kostki wokół pomnika poświęconego poległym żołnierzom nie zdążył przed mrozami zakończyć prac i klucząc rozgrzebanymi alejkami przecięliśmy Zgierską przejściem przy ulicy o tak długiej nazwie, że pozwolicie iż pozostanę przy dawnej wersji: Teresy. O zbliżających się świętach świadczył duży ruch przy giełdzie kwiatowej lecz nas kwiaty nie interesowały. Interesowały nas kolejne stawy na Sokołówce. Tym razem te od strony Al. Włókniarzy. Dalej, dojechaliśmy do Liściastej. Jednej z dłuższych łódzkich ulic, która na swoim zachodnim końcu staje się śródpolną drogą na dodatek należącą w pewnym miejscu do Zgierza. Tu minęliśmy kolejne dwa stawy poprzedzone prawym dopływem – Brzozą. Rzeczka przed opuszczeniem miasta „porywa” jeszcze Aniołówkę i Wrzącą a my po raz ostatni przecinamy ją na ulicy… Sokołowskiej.

Tu niestety niebo pomimo dość wczesnej pory zaczęło zasnuwać się zimowymi chmurami a co za tym idzie postanowiliśmy zrobić odwrót i przez Jastrzębie Górne wróciliśmy do Zgierza by z niego ulicami: Szczecińską i Sianokosy dojechać do Zgierskiej. I teoretycznie tu nasza historia mogłaby się zakończyć gdyby nie fakt, że jeden z Piotrków zostawił na kaloryferze samochód. Ze Zgierskiej do wycieczkowej można jechać na wiele sposobów. Ja wybrałem najkrótszy czyli ulice Morelową i Tajnego Nauczania, na końcu której efektownym lobem opuścił siodełko jeden z pozostałej dwójki Piotrków (kierownicę dało się wyprostować). Myślałem, ze uda nam się jeszcze załapać na kubeczek herbatki w Leśnictwie Miejskim lecz gdy dotarliśmy do Łagiewnickiej z bramy właśnie wyjeżdżał znajomy samochód należący do Łukasza z (nie inaczej) Zielonej Łodzi.

Końcowym etapem naszej przejażdżki był Las Łagiewnicki, którym dojechaliśmy do stawów i wzdłuż nich, kierując się na wschód po paru minutach jazdy byliśmy na Wycieczkowej tuż przy „kaloryferze”.  Cała trasa liczyła (w moim przypadku z domu do domu) niecałe 53 kilometry czyli w przypadku dojazdu samochodem na parking mogła mieć około 43 kilometrów. Na następną wycieczkę planuję bardziej zasłużoną łódzką rzekę – Łódkę. Też w wersji od hipotetycznych źródeł do ujścia. Przyjedziecie?

028

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...