13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, „zaliczyliśmy” odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić zaległości. Meon „dolny”, od Wickham do ujścia, padł naszym łupem 4 września. Spotkaliśmy się na parkingu przy wyjeździe z Portsmouth i raźnie popedaławaliśmy na północ

I niestety raźność dotyczyła tylko czterech osób. Ja niestety poległem na podjeździe w kierunku Portsdown Hill. Czego nie zrobiłem na wiosnę, tego nie nadrobię późnym latem. Noga podaje ale tchu brakuje. Przyznaję się. Musiałem stanąć, uspokoić oddech i powoli ruszyć w górę. A wiecie kto ma największy dynamit w łydkach? A ta dziewczyna pierwsza z lewej, Magda. gdy ją spotkacie na trasie, nie próbujcie się ścigać. Tu jest na „góralu”, ale właśnie dowiedziałem się, że dosiadła szosówki…

Na wzniesieniach osłaniających Portsmouth od północnych wiatrów zatrzymaliśmy się na dwóch parkingach, z których rozpościera się widok na miasto – wyspę, cieśninę Solent i Isle of White. Niestety kolejny dzień wybrzeże przesłaniała mgła i widoczność była mocno ograniczona. Długim zjazdem dotarliśmy do Wickham i dalej, w stronę wybrzeża, wzdłuż doliny Meon do Titchfield Abbey.

Po zwiedzeniu ruin, przez malownicze Titchfield ruszyliśmy do położonego tuż przy brzegu cieśniny, rezerwatu. Meandrująca wśród zarośli rzeka Meon tworzy tu liczne wysepki, będące ostoją wielu gatunków ptaków. Można je podglądać, najlepiej wiosną, z licznych punktów obserwacyjnych.

Brzegiem morza jechaliśmy na wschód, do Gosport, w którym na chwilę zatrzymaliśmy się obok muzeum, prezentującego łodzie podwodne.

Stąd już tylko kilometr dzielił nas od przeprawy promowej i na tym kilometrze właśnie Magda złapała gumę. Po drugiej stronie, już w Portsmouth podzieliliśmy się: Magda wróciła pociągiem do Chichester, Kamil i Łukasz postanowili zjeść „małe co nie co” w centrum, a ja z drugą Magdą pojechaliśmy w kierunku Southsea.

W ostatnią sobotę, część człowieków postanowiła pomachać wiosłami, natomiast Magda, Czesiek i ja ruszyliśmy przez Denmead do East Meon, obok którego rzeka Meon ma swe źródła.

Wystartowaliśmy z tego samego miejsca lecz w innym miejscu wdrapywaliśmy się na wzniesienie. Tym razem to ulica prowadząca obok Queen Alexandra Hospital weryfikowała moje możliwości podjazdu. Tym razem też wygrała Magda. Ja natomiast nie byłem ostatni.

Wiadomo, jeśli odjeżdżamy od morza, to raczej nie będziemy jechać w dół lecz raczej pod górkę i to mniej więcej do East Meon, oczywiście były też jakieś niewielkie zjazdy, ale za to każdy podjazd nagradzał nas przepięknymi widokami.

 

Po paru kilometrach jazdy w zielonym tunelu zbudowanym z otaczających nas drzew i krzewów, dotarliśmy do skrzyżowania, za którym mieliśmy widok na dolinę i wioskę – East Meon.

Wzdłuż jednej z ulic wartkim nurtem płynęła obramowana z obu stron ceglanym murem niewielka rzeka. Zatrzymaliśmy się na chwilę obok wiekowego kościoła.

Dalej nasza droga prowadziła „po płaskim” Meon lawirował pojawiając się raz po lewej, raz po prawej stronie drogi, towarzyszył nam wesoło szumiąc wśród łąk i zarośli. W West Meon zostawiliśmy Go na chwilę udając się na kawę i ciastko do pobliskiego baru. Dalej nasz szlak prowadził nieco bardziej ruchliwą drogą aż do Wickham.

Tuż przed nim zatrzymaliśmy się na moment obok domu aukcyjnego. Przejeżdżałem obok tego budynku wielokrotnie autem i nigdy nie interesowało mnie jego przeznaczenie. Sprawdziła się stara zasada: samochodem zobaczysz więcej, rowerem dokładniej. Dalsza trasa prowadziła identycznie jak tydzień wcześniej lecz tym razem, bez przygód w postaci gumy, przepłynęliśmy do Portsmouth.

Dzięki Wam wszystkim za towarzystwo, niech noga podaje i… do następnego!

 

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...

Oj, jakoś ciężko i pechowo zbieraliśmy się do radosnego przebierania odnóżami po sąsiedniej wyspie. W myśl porzekadła: do trzech razy sztuka, bowiem po raz pierwszy wycieczka zaplanowana była na środowe przedpołudnie, na parking nie przyjechał nikt oprócz piszącego te słowa. ...