12.02.2014

Wspomnienia z ubiegłorocznej zimy…

Ponieważ nie mogę się doczekać jakiejkolwiek informacji od wydawców, po blisko roku postanowiłem opublikować tekst, który powstał w ubiegłym roku.

Ile domów jest w Ukrainie? Gdzie są mieszkańcy Rosyjki? Czy Syberia faktycznie jest na wschodzie? W ilu kierunkach można pojechać z Moskwy? Na wszystkie te pytania znaleźli odpowiedź uczestnicy jednodniowej wycieczki zorganizowanej przez łódzką Rowerową Ekipę na początku marca bieżącego roku. Tego marca, który mamił wiosną w pierwszych swych dniach by zaatakować (mam nadzieję , że ostatnim już tchnieniem zimy) śnieżycami i mrozem w przededniu Dnia Kobiet.

 

W Lesie Łagiewnickim, między drzewami leżała jeszcze gruba warstwa śniegu, pozostałość po poprzednich, lutowych opadach natomiast ulice i jezdnie były już miejscami suche, przedmuchane przedwiosennym ciepłym wiaterkiem. Słońce „podkręciło” temperaturę w okolice siódmej kreski powyżej zera. Sześcioosobowa grupka raźnie pedałowała z „kaloryfera” (parking u stóp lasu, od którego teoretycznie następuje zakaz ruchu samochodów dość często omijamy szczególnie przez posiadaczy tablic rejestracyjnych powiatu zgierskiego), okrążyła łagiewnicki klasztor i popędziła w dół w kierunku szosy łączącej Zgierz ze Strykowem, a właściwie z rondem kierującym na autostrady: A1 i A2. Teoretycznie można ten odcinek pokonać lasem lecz obecnie kilkuset metrowa droga gruntowa przypominała bajoro. Tak więc nadłożyliśmy nieco drogi dzięki czemu już na starcie nasze rowery nie zaznały błotnej kąpieli. Na nią był jeszcze czas. Po skręcie na północ w boczną drogę wśród nowo powstałych domów dojechaliśmy do znanego nam wszystkim skrzyżowania, z którego jadąc w lewo po kilkuset metrach bylibyśmy w… Palestynie, a w prawo za górką w niewielkiej niecce rozłożyła się Ukraina. Ta nasza, podłódzka Ukraina do wielkich nie należy. Nie ma nawet tablicy informującej nas o jej istnieniu. Dopiero po podjechaniu pod jeden z dwóch domów tabliczka informuje nas: Ukraina 1 lub 2 po drugiej stronie świeżego asfaltu.

Po wydostaniu się z dolinki dość chłodny i przenikliwy wiatr przypomniał nam, że zima się jeszcze nie skończyła. Kierunek? Wschód! Przez Klęk, Kiełminię, Witanówek i Dobrą docieramy do krajowej „14” mając po południowej stronie widok na pas wzniesień łódzkich w Lesie Łagiewnickim i w Dobrej – Nowiny. Tuż przed przekroczeniem ruchliwej dość szosy spoglądamy na chwile na cmentarny mur, znad którego widać pomnik powstańców 1863 roku. Niedaleko stąd odbyła się jedna z bitew wygranych przez Moskali. Ich ofiarą była mn. nauczycielka Maria Piotrowiczowa, której poświęcono pomnik w niedalekim lesie (pochowana jest na Starym Cmentarzu przy ul. Ogrodowej w Łodzi). To miejsce przy roztopach jest ciężko dostępne, postanawiamy więc odwiedzić je przy bardziej sprzyjających okolicznościach czyt: kiedy polna, gliniasta droga obeschnie. Przed nami i tak dość stromy i trudny odcinek drogi przez las. Gruntowa droga przecina rezerwat „Struga Dobieszkowska” i pnie się aż do zabudowań Dobieszkowa. Co prawda nie ma już na niej lodu jak dwa tygodnie wcześniej, lecz rozjeżdżony śnieg i dość głębokie dziury (w ubiegłym roku ścinano po obu stronach drogi sosny i brzozy) malują nasze ramy w szare, błotne bryzgi. Niedaleko stąd mamy Skoszewy Stare, lecz tym razem nie jedziemy „na skróty”po rozmiękłej drodze lecz nadkładamy dwa kilometry asfaltem. Po kilku pagórkach jesteśmy w okolicy VI – wiecznego grodziska. Tu gdzieś, niedaleko nas jest przysiółek o dźwięcznej nazwie „Rosyjka”. Po kilkuminutowych poszukiwaniach trafiamy na właściwą drogę: tuż za końcem asfaltu (granica gmin Nowosolna i Dmosin) widzimy w oddali dwa czy trzy opuszczone gospodarstwa. Następne, już za nimi należy do Sierżni. Rosyjka dokonała żywota. Przypominają mi się opuszczone rosyjskie wsie, które mijałem po drodze do S. Petersburga. Postanawiamy nie zawracać lecz tym razem brnąć po czarnej mazi, po której jazda przypominała chodzenie po grubej gąbce. Najważniejsze, że te kilkaset metrów udało nam się przebyć bez strat w ludziach i sprzęcie a na asfalcie przez kilkadziesiąt metrów pozostały po nas błotniste ślady.

Dalej mieliśmy już asfalt. Zjechaliśmy do najniższego punktu Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich w Niesółkowie, przekroczyliśmy Mrożycę, na chwilę zatrzymaliśmy się na jednym z cmentarzy wojennych przypominających o toczących się w okolicach bitwach znanych jako „Operacja Łódzka 1914-15” i skręcając za lasem na południe żwawo popedałowaliśmy w kierunku kolejnych wzniesień. Minęliśmy projektowany od wielu już lat rezerwat „Torfowisko Żabieniec”.

Już od pewnego czasu występuje tu dość wysoki poziom wody, lecz pamiętam trzy, czy cztery lata temu po dywanie z mchów można było dojść do miejsca, gdzie swoje stanowisko ma rosiczka. I w końcu dotarliśmy do najbardziej na wschód położonej wsi na naszym dzisiejszym szlaku – Syberii.
Oczywiście nie obyło się bez pamiątkowej foty na tle tablicy. Z tego miejsca do miasta może być już tylko bliżej. Zjeżdżamy w dół w kierunku Tadzina, przekraczamy ponownie malownicze zakola Mrożycy (Z.P.K. Górna Mrożyca) z widniejącym na skarpie gospodarstwem agroturystycznym (widok z góry przypomina Bieszczady) i pedałujemy przecinając drogę do Brzezin w kierunku Grzmiącej. We wsi pozostało jeszcze trochę starych niewielkich drewnianych bieda-domków. Ziemie tu są słabe, piaszczyste więc i domy budowano według możliwości gospodarzy. Niestety słońce powoli żegna nas, jego jasne tarczę zasłaniają firanki chmurek. Robi się chłodniej i co tu ukrywać, mamy od Syberii cały czas lekko pod wiatr. Do Moskwy pozostało nam około… ośmiu kilometrów.

Między Buczkiem a Moskwą lodowiec niezwykle silnie pracował żłobiąc swym czołem głębokie górki i dolinki. Po kilkunastu takich „hopkach” w oddali widzimy moskiewski drogowskaz. Właśnie tu na rozstaju dróg dzielimy się: ja wracam przez Plichtów, pozostała czwórka (jeden z kolegów musiał odjechać wcześniej) mieszkająca na wschodzie i południu miasta skręca w stronę Lipin (później dowiedziałem się, że zafundowali sobie dodatkowa kąpiel błotną w Wiączyńskim Lesie) po drodze minąłem pomalowane na żółty kolor słupki wbite przez geodetów w miejscu gdzie autostrada A1 przetnie park na dwie części, zdobyłem kolejne dwa spore wzniesienia i po przejechaniu 90 kilometrów dotarłem do domu.

13.09.2021

Meandry rzeki Meon

Do rzeki Meon, którą ja osobiście objechałem wielokrotnie,  zabraliśmy się od środkowego odcinka. Tym razem w  odstępie siedmiodniowym, "zaliczyliśmy" odcinek dolny i wreszcie w sobotę (11.9) górny. O środkowym pisałem już natomiast o pozostałych dwóch jeszcze nie. Już śpieszę nadrobić ...

Pogoda sprzyja odważnym, no bo jak inaczej nazwać fakt, że po starcie przez pierwsze pół godziny lało, by już na wyjeździe z Havant pojawiło się słońce. Ale od początku, wycieczka, przynajmniej dla mnie zaczęła się dzień wcześniej, w sobotę. Ja ...

Czwartek, 8:35 am. Ruszamy. Początkowe we dwóch. Kierunek? The Hard. Tam umówiliśmy się z Kacprem. Kacper przypływa do Old Portsmouth promem z Gosport. We trzech ruszamy ulicami miasta w stronę zatoki Solent. Szczerze mówiąc liczyłem, że w porcie, z którego ...